wtorek, 17 lipca 2012

Husarz

Pyszne, charakterne popiersie Young Miniatures.

W wersji firmowej miało jeszcze - oczywiście! - skrzydełka, alem je wywaliła. Patrząc na boxarta doszłam do wniosku, że rozwalają proporcje figurki, uniemożliwiając opowiedzenie historii husarza, koncentrując spojrzenie widza wyłączenie na piórkach i innym kaczym puchu. Poza tym Young kazał je mocować do przewieszonej przez ramię skóry, nie do zbroi... Absurd. Poszły won.

Skóra wedle propozycji Younga miała być lamparcia, przynależna szeregowemu husarzowi - ja ją pomalowałam na szaro-biało, jakby w wersji oficerskiej. Oficerowie nosili skóry wilcze, rysie, irbisie. Nie lubię pstrokacizny. No nie.

Ale i tak najważniejsza była ta charakterna gęba...!

Skala 1/9.


3 komentarze:

  1. Kiedy widzę Takie Coś to:
    a) podziwiam ulegając zachwytowi w systemie ciągłym.
    b) żałuję, because bliki (niepotrzebny światła ślad) odbiera mi radość kontemplowania Dzieła.

    No cóż, zostałem przyzwyczajony tutaj do perfekcji.

    * * *

    Od niedawna zauważywszy zjawisko miniaturyzmu co raz to ulegam zachwytowi zadając sobie pytanie następujące.

    A co by było gdyby zamiast miniaturki pokusić się o popiersie w skali 1:1? Lub jeszcze większe... .
    - Próbował ktoś? Są gdzieś na to namacalne dowody?

    Jeszcze raz gratul.

    OdpowiedzUsuń
  2. Największe, jakie malowałam, to było chyba w skali 1/3, wiedźmin. Gipsowy, słabo zdetalizowany. Nie. Nie lubimy tak.
    Małe jest ładniejsze niż duże.
    Bliki starałam się łapać na czubku nosala. Wyszło, no cóż.

    OdpowiedzUsuń
  3. > Małe jest ładniejsze niż duże.
    No nieźle, nieżle powiedziane : - )

    OdpowiedzUsuń