piątek, 26 października 2018

Inbox - Flyhawk - G39 Grosse Torpedoboot 1916 + blaszka Flyhawk - skala 1/700

Mała rzecz a cieszy.

Był przed paru laty dostępny w zestawie z którymś z wielkich kajzerowskich krejzerów, potem pojawił się jako samoistny modelarski byt. Mam i ja.

SMS G39

Mówię od razu: rysunek na pudełku jest dużo paskudniejszy od zawartości. Sugeruje gruby, toporny plastik a'la stara Aoshima czy Hasegawa, a wcale tak nie jest. Na szczęście.

Boczna ścianka pudełka to coś na kształt schematu malowania. Czarnego z niewielu barwnymi elementami jedynie.


Tylna ścianka - instrukcja składania. Tak, dobrze patrzycie, w zestawie nie ma blaszek. Ale to wyjątkowo nie będzie dla mnie powodem do histeryzowania ani rozdzierania szat - zaraz wyjaśnię, dlaczego.


Ramki. A w sumie to ramka z detalami i 3 sztuki czyściutkich odlewek składających się na kadłub. Czyli: burty, linia wodna i pokład za fordekiem. Więcej nie ma, ale też więcej nie trzeba. To nie jest gruby pancernik na 120 ramek, to jest mały, prosty torpedowiec.



Kadłub śliczniutki, prosty, niezwichrowany. Oczywiście ani śladu po wypychaczach, no skąd. To jest Flyhawk, Flyhawk takich baboli nie robi.



Zbliżenia. Trochę już tu widać, czemu tym razem nie jęczę o blaszki. Nawet siatka w kominach jest na tyle delikatna, że nie trzeba jej wymieniać. Trochę grube są ścianki nadburci mostka, ale to się łatwo pocienia.
Bardzo ładne maszty - cieniutkie, proste, zdetalizowane jak trzeba. Nie będę wymieniać.




Arkusik kalkomanii. Banderki w wersji prostej albo rozwianej.


W skład zestawu wchodzą jeszcze maski do malowania aerografem. Dla mnie nieużyteczne, ale odnotowuję ich istnienie.


Wszystko.

Otrzymaliśmy niemal pełnowartościowy model - tak w zasadzie, to brakuje mu tylko relingów. Ale relingi to każdy modelarz ma w magazynku przecież. A jak nie, to co za problem dokupić.

No i dokupiłam. Bo skoro dedykowana blaszka się ukazała, to przecież trzeba było. Nieprawdaż? ;)


Tzw. maciupcia blaszunia, 3 maciupcie lufunie i mega giga instrukcja.


Instrukcja jednostronicowa. Ale dokładna.


Blaszunia to głównie relingi.


A lufunie to już w ogóle słodkie maleństwa :)

Reasumując: mała, ładna, miła rzecz. Chociaż niemiecka ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz