Spośród różnych-przeróżnych obecnych w kulturze wizji elfów mnie osobiście najbliższa jest ta Tolkienowska: elfy to tak jak ludzie, tylko piękniejsi. Przy czym piękniejsi nie tylko i nie tyle fizycznie, co przede wszystkim duchowo.
No tak. Ja sobie wyobrażam, a popkultura robi swoje. Pies już drapał spiczaste uszy, to w końcu cecha naprawdę mało istotna, niech tam, że elfy są blondynami i nie noszą zarostu - ale dlaczego większość elfów wygląda jak homoseksualiści?
Nie, nie oczekuję też rozpasanej samczości ani mizoginii. Oczekuję, żeby elfy były piękne. Fizycznie i duchowo. A nie jakieś takie... jak nie przymierzając ten, którego parę dni temu skończyłam malować.
Figurka w skali 54 mm, firmy SMOG 1888, podpisana "Marquis of Carabas". Jak widać - oficer elfich huzarów śmierci. Fajny, rasowy, idealnie łączy huzarską fircykowatość z elfią dziwakowatością. Tylko żeby jeszcze choć trochę przypominał faceta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz