Lætáre, Ierúsalem: gaudéte cum lætítia, qui in tristítia fuístis.
Raduj się, Jerozolimo: cieszcie się i weselcie wszyscy, którzyście się z nią smucili.
IV niedziela Wielkiego Postu, tzw. niedziela laetare, jedna z dwóch w roku, gdy kapłan może włożyć różowy ornat (inna sprawa, że raz tylko w życiu coś takiego widziałam). Zaś w czytaniach - jeden z najbardziej tęsknych psalmów, jakie istnieją:
Psalm 137
Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali
wspominając Syjon.
Na topolach tamtej krainy
zawiesiliśmy nasze harfy.
Bo ci, którzy nas uprowadzili,
żądali od nas pieśni.
Nasi gnębiciele żądali pieśni radosnej:
„Zaśpiewajcie nam którąś z pieśni syjońskich”.
Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską
w obcej krainie?
Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie,
niech uschnie moja prawica.
Niech mi język przyschnie do gardła,
jeśli nie będę o tobie pamiętał,
jeśli nie wyniosę Jeruzalem
ponad wszystką swą radość.
Gdy ten psalm był w czasie Mszy śpiewany - nie żeby jakoś szczególnie pięknie, zresztą ja sama mam ucho rozdeptane przez niemuzykalnego słonia - tzw. oczyma duszy ujrzałam figurkę starego żydowskiego skrzypka wraz z pieskiem, figurkę, którą miałam w magazynku, w tzw. waiting roomie. Pół sekundy później "usłyszałam" jeszcze łkanie skrzypiec, płacz tęsknoty, smutek rozłąki. Wróciłam do domu, poskładałam figurkę, wymalowałam.
Wiem: gdybym umiała dobrze malować, byłoby słychać ten płacz skrzypiec. I widać tę tęsknotę. No ale. Nie umiem, zmalowałam, jak umiałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz