Wydawałoby się, że jeśli ktoś chce skleić coś pięknego z żaglami i do tego z kartonu, to nie ma zbyt wielkiego wyboru. Właściwie mamy bowiem jedno wydawnictwo, które wydaje takie modele systematycznie. Ale wydaje w taki sposób, że kiedy bierze się do reki kolejny numer, to wiadomo, że zaczyna się przygoda.
Jeden z najnowszych numerów to model „oklepanej” jednostki, której kształt opatrzyć się już wielu zdążył. Jest to swego rodzaju paradoksem, bo raczej nie do końca wiadomo, jak ów stateczek dokładnie wyglądał. Przyjmuje się zatem w miarę standardowy obrazek karaweli i mamy Pintę.
Wydany jest niby prosto – właściwie części w nim niewiele (4 arkusze kartonu z rzadko rozrzuconymi elementami), ale to są takie części, które nie powinny zdążyć się znudzić – ot - kilka bloczków, klika pasków imitujących deski poszycia burtowego – niewiele powtarzalnych części. Nawet wręgi nie przerażają, bo są przygotowane w zestawie jako wycięte laserowo. Oczywiście przy odpowiednim pieszczeniu każdego detalu można w tym modelu ugrzęznąć na długie miesiące, ale tym razem Wydawnictwo przedstawiło propozycję nieskomplikowanej przygody z małymi żaglami. Propozycja na pierwszy model żaglowca? Jak najbardziej. Wycięte wręgi, rozrysowane podwójne poszycie i niewielkie rozmiary sprawiają, że kadłub przy starannym wycięciu burt i ich kształtowaniu powinien się „udać”. Odstępy między wręgami są niewielkie – tu nie trzeba nic dokładać. Po wyjściu na pokład też nie powinno być trudno. Do tego dochodzi świetny druk – można pokusić się o budowę w tzw. standardzie i będzie „drzewiennie”. Rysunki montażowe są duże i przejrzyste – tradycyjna (najlepsza) kreska. Ponadto poszczególne etapy budowy opatrzone są zdjęciami z budowy tego modelu – coś jak prowadzenie za rączkę. Wydaje się, że zgubić się w tym byłoby sporą sztuką.
Dla tych bardziej leniwych (czyli, np. dla mnieJ) Wydawnictwo przygotowało zestaw kijków na maszty, razem z kolejnymi elementami wyciętymi laserem (bocianie gniazda i kilka bloczków). Są również dedykowane laserowo wycięte żagle. Tu następuje niestety największy zawód – chyba jedyny przy ocenie całego zestawu. Rysunek na żaglach jest świetny, ale tylko ….z jednej strony. Druga strona żagla jest po prostu niezadrukowana/niewypalona. Być może to ograniczenia technologiczne – tego nie wiem. Troszkę szkoda, choć z drugiej strony wielki problem to nie jest - ołówek w dłoń (lub brązowa kredka) i się zrobi.
Na deser wydrukowane (dwustronnie) na specjalnym papierze bandery – to miły dodatek podkreślający jakość i staranność tego wydawnictwa.
Podsumowując – Pinta to zachęta dla początkujących (nie ma potrzeby bać się mitu Shipyarda jako dostawcy trudnych modeli), a dla bardziej doświadczonych, sympatyczny model odpoczynkowy. Wydany pięknie – takie modelarskie ciacho. Otwiera się folijkę i chce się zjeść. MniamJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz