Strony

piątek, 21 grudnia 2012

Upadek Lucyfera

Nie zgadzam się na zmiękczanie obrazu szatana poprzez robienie z niego dobrodusznego "Lampki" czy "diabełka" - w sumie fajnego gościa, co to pechowo postawił się silniejszemu od siebie, zarobił plaskacza w dziób i poleciał z nieba.
Szatana nie wolno lekceważyć. Nie wolno udawać, że go nie ma albo że jest niegroźnym, milusim "aniołkiem-w-stanie-spoczynku". Ale nie jest on też po manichejsku równorzędną "ciemną twarzą" Boga.
Bohaterem tej scenki w sumie nie jest Lucyfer... Jest nim Ten, który zwyciężył Lucyfera. Bóg Stwórca. Światło. Ale jak modelarz może pokazać Boga...?
Nie jestem teologiem, więc już więcej nie będę się wymundrzać. Jestem malarzem i opowiadaczem historii, więc skomponowałam taką właśnie winietkę.
W stanie surowym wyglądała tak:
Jako materiał wyjściowy do Lucyfera posłuzył mi anioł Leogante z Andrei. Wymieniłam mu głowę na szkaradny, wykrzywiony pysk (z Rackhama), nieco zmieniłam układ rąk, połamałam skrzydło. Lucyfer leży na plecach, wyprężony w spazmie nienawiści. Miecz: tu także jako swego rodzaju antycypacja Krzyża.
Lucyfer dobrowolnie odwrócił się od Boga i nigdy tego nie żałował. Co oznacza, że niedopuszczalne dla mnie były - ponieważ chciałam zachować zgodność z nauką Kościoła katolickiego scenki w rodzaju "zmartwiony demon siedzi z głową podpartą rękami i rozpacza, co też takiego głupiego nawyrabiał", jak również wszelkie formy żalu, smutku, rozpaczy etc. w twarzy, w gestach czy w układzie ciała. Jedyne, co dopuszczałam, to wściekłość, nienawiść, zemsta, bluźnierstwo etc.
Odwrócenie się od Boga było szkodą po najpierw dla samegfo Lucyfera, to on najwięcej na tym stracił. Odwracając się od Boga poniósł klęskę. Upadek, właśnie to słowo jest najlepsze.
Zresztą niech każdy sam czyta symbole i dopowiada sobie szczegóły tej historii.
Skala 54 mm.

2 komentarze:

  1. Świetne zagranie światłem i cieniem. Mrok miesza się ze światłością. Idealne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz pora na narodziny Zbawiciela, czyli na szopkę bożonarodzeniową...

    Andrzej K.

    OdpowiedzUsuń