Strony

niedziela, 7 czerwca 2015

Inbox - SMS Fürst Bismark, 1906 - NNT - skala 1/700

           
 Ładne to jest. Choć nie lubię germanizmów.


Fürst Bismarck był kajzerowskim kolonialnym krążownikiem pancernym, stanowił rozwinięcie typu Victoria Louise. Stacjonował w Tsingtao od momentu wcielenia do służby w 1900 roku, brał udział w tłumieniu powstania bokserów; w roku 1909 kiedy to wrócił do Niemiec. Potem został poważnie przebudowany, na początku I wojny krótko służył jako okręt obrony wybrzeża. Ponieważ do tej roli kompletnie się nie nadawał, przesunięto go do rezerwy i szkolenia. Stacjonował w Kilonii. W roku 1919 wycofany ze służby i sprzedany na złom.
Fürst Bismarck miał typową sylwetkę okrętów z początku XX wieku. Nie jest to już rosochaty pokrak z lat 70-tych i 80-tych XIX wieku, ale też jeszcze nie smukły klasyk z czasów bitwy jutlandzkiej. Sam model też został opracowany w sposób charakterystyczny dla niemieckiej firmy NNT, znaczy sporo delikatnej żywicy i malusieńka, pozostawiająca niedosyt blaszka.
Jak na 700-tkę model jest dość duży, długi i smukły. No i maszty będą wysokie. Producent dołożył do pudełka również gipsową, sporych rozmiarów i ciężką podstawkę, przedstawiającą fragment Kanału Kilońskiego. 


Instrukcja budowy to dwa średnio czytelne zdjęcia złożonego na surowo modelu z dorysowanymi numerami części. OK, powinno wystarczyć (z zastrzeżeniem dotyczącym malowania, ale o tym niżej). Jest też dwustronicowy rys historyczny.



Kadłub (do linii wodnej) to jeden element odlany z większością nadbudówek, sponsonami, pachołkami. Bardzo ładnie pokazano zmienną geometrię burt krążownika. 


Pomosty i wieże artylerii głównej i średniej odlane są jako jednostronne, na wspólnym, cienkim żywicznym „filmie”, który trzeba będzie ostrożnie zeszlifować na arkuszu papieru ściernego. Sam kadłub też ma drobne nadlewki na linii wodnej. Szalupy, komin, maski dział 88 mm i inne drobne detale odlane są na klasycznych grubych wlewkach, które łatwo będzie usunąć. Pokład ma delikatną, ale czytelną fakturę, producent pamiętał też o poprzecznym podziale desek. Obróbka części żywicznych nie powinna sprawiać problemu nikomu, kto ma choćby niewielkie doświadczenie w pracy z żywicą.


Blaszka fototrawiona – jest. Ale malutka. A jej większość to i tak relingi. Poza tym kilkanaście centymetrów drabinek, łańcuch kotwiczny, szkielet tenta rufowej galeryjki admiralskiej. Tak, mam świadomość, że większość śródokręcia Fürsta Bismarcka zasłonią szalupy, ale i tak blaszek wydaje mi się trochę mało. Przyzwyczaiłam się chyba do standardu naszego legnickiego NIKO, gdzie blacha do maluśkiego niszczyciela potrafi być większa niż dłoń. Brakuje mi też metalowych luf; żywiczne, które dano w zestawie, są owszem proste i foremne, ale jakoś mnie nie przekonują. Coś czuję, że przyjdzie mi je podmieniać.

Zestaw uzupełnia malutka kalkomania z kajzerowską banderą.

Malowanie modelu przewidziano kolonialne, biało-żółte. Uwaga: nigdzie nie pokazano kolorów malowania pokładu i wewnętrznej części burt. Część pokładu jest deskowana, i tu wszystko jest jasne, ale część na śródokręciu została pokryta wykładziną antypoślizgową, i tu trzeba szukać kolorystyki na własną rękę. Zresztą, tak naprawdę, jedyną informacją o malowaniu jest rysunek na pudełku. Nigdzie nie ma też choćby schematycznego rysunku olinowania; z pudełka można się domyślić co najwyżej przebiegu głównych sznurków.
Zestaw jest bardzo ciekawy, zwłaszcza dla miłośników Kaiserliche Marine. Pozwala zbudować model prosto z pudełka, ale korci, by go wzbogacić o detale typu drzwi, klapki, stelaż do tenta itd. Wedle gustu i wewnętrznej potrzeby modelarza. Raczej nie nadaje się na weekendową budowę a na samodzielny, poważny projekt, odpowiednio rozciągnięty w czasie. Będzie też wymagał uważności przy budowie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz