Strony

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Mecidiye


Mariaszkowy. Śliczny. Dziękuję!

Rzadko trafia się modelik okręciku spod tureckiej bandery, by nie rzec, że w ogóle, więc tu taka oto ciekawostka. 

„Mecidiye” to nie tak znany łobuziak, jak siostrzany „Hamidiye”, ale…. biały kadłub, żółte kominy w ilości większej niż 2, konstrukcja z początku XX wieku i mamy to, co bardzo lubimy. 

„Mecidiye” znajdował się przez jakiś czas pod rosyjską banderą jako „Prut”. Ale dobrze się stało, że projektant pozostał przy „tureckim wyglądzie” i malowaniu typowym dla okrętów z początku XX wieku, bo w nim jest połowa petardy tej wycinanki.

Autorem projekciku jest pan Kustov, czyli mamy delikatną kreskę, piękną grafikę (o ile czarne kreski na białym tle można tak nazwać;)) i bardzo dobrze pasujące do siebie części (z wyjątkiem nawiewników, o czym poniżej). Ta delikatna kreska jest o tyle istotna, że model jest koloru jakiego jest i grube, czarne krechy mogłyby sprawić nieco kłopotu przy retuszu. Wielu z Was robiących „białe” modele, pewnie się z tym spotkało. Tu kłopotów nie było, bo nie było w ogóle potrzeby retuszu białych części (retuszowałem wyłącznie żółte elementy). 

Rysunki montażowe są przejrzyste, stopień szczegółowości modelu – akurat taki, żeby dać radę skończyć ciekawy modelik i nie zdążyć się nim znudzić. Ba - właściwie im dłużej trwała budowa, tym bardziej „Mecidiye” wciągał. 
Nie wiem naprawdę na czym to polega, że niektóre wycinanki to mają, a inne nie. Może to kwestia jakiegoś wyczucia, może talentu projektanta? Co by to nie było – wg mnie pan Kustov to po prostu ma, a każdy jego kolejny model, jaki mam przyjemność robić, tylko to wrażenie potwierdza. 

Są tu co prawda również elementy z gatunku „wytnij mnie, jeśli potrafisz (a o sklejeniu w ogóle zapomnij)”. Nie ukrywam, że nie podjąłem rękawicy i czasami upraszczałem. Jak to ktoś kiedyś powiedział – „mierz siły na zamiary”. 
Ja zmierzyłem:).

Pomijając te drobiazgi, modelik nie jest niby trudny – dość prosty kadłub, trzy kominy, kilka „pudełek”. Ale nazwać go łatwym chyba bym jednak nie umiał. Głównie za sprawą dużej, a nawet bardzo dużej ilości elementów drucianych. Na tych, którzy robią modele okrętów japońskich wrażenia to pewnie nie zrobi, ale naprawdę trzeba lubić montaż wszelakich poręczy, klamerek, łuków itp., jeśli chce się skończyć ten model. Ja aż tak nie lubię, a oglądając zdjęcia, można zobaczyć dlaczego:). Jednak te odstające różne „cosie”, nawet jeśli nie zawsze idealne, dodają bardzo dużo dobrego do modelu. Ot – cały urok starych puszek na węgiel.

Pomijając te drobiazgi, modelik nie jest niby trudny – dość prosty kadłub, trzy kominy, kilka „pudełek”. Ale nazwać go łatwym chyba bym jednak nie umiał. Głównie za sprawą dużej, a nawet bardzo dużej ilości elementów drucianych. Na tych, którzy robią modele okrętów japońskich wrażenia to pewnie nie zrobi, ale naprawdę trzeba lubić montaż wszelakich poręczy, klamerek, łuków itp., jeśli chce się skończyć ten model. Ja aż tak nie lubię, a oglądając zdjęcia, można zobaczyć dlaczego:). Jednak te odstające różne „cosie”, nawet jeśli nie zawsze idealne, dodają bardzo dużo dobrego do modelu. Ot – cały urok starych puszek na węgiel.

Kilka elementów ma pomyloną numerację, ale nie jest to wielki kłopot, bo łatwo się zorientować, gdy coś jest nie tak. Jak pisałem – elementy dobrze do siebie pasują, więc jeśli coś nie pasuje, to znaczy, że nie powinno tego tam być, nawet jeśli numeracja elementów mówi co innego. 
Podsumowując całą wycinankę dałbym jej solidną 4, a uwzględniając wybór tematu i malowanie (na szczęście nie-szare) i przymykając trochę oko na sposób rysowania nawiewników, podciągnąłbym do 5-. Ocena może zbyt entuzjastyczna, ale tak polubiłem ten model, że co mi tam:). 

Mimo kilku moich wpadek (do których się nie przyznam:)) modelik budowało się przyjemnie i jestem z niego zadowolony. To po prostu model naprawdę ładnego krążownika opancerzonego w klasycznym malowaniu.

Skala 1/200.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz