Strony

piątek, 24 stycznia 2020

Inbox - Flyhawk - HMS Agincourt - skala 1/700

Jeden z najdziwaczniejszych okrętów Royal Navy.

Biogram okrętu

Gruba w pasie bambaryła o siedmiu wieżach artyleryjskich i rozkraczonych kominach. Brzydal, więc oczywiście musiałam go mieć. Kupiłam na ebayu, gdy tylko pojawił się u Chińczyków, na początku grudnia; gdy to piszę (31 grudnia 2019), w Polsce wciąż jeszcze nie jest dostępny.

Flyhawk puścił go w plastiku w dwóch wersjach - zwykłej i deluxe. Deluxe tym się różni, że dołączona jest do niej blacha fototrawiona i toczone lufy. Osobno można też kupić drewniany pokład z Huntera, co i uczyniłam, ale wciąż jeszcze czekam na nadejście przesyłki z Chin.

 Pudło duże, acz nieprzesadnie, i również nieprzesadnie twarde. Moje troszkę się zmiętosiło w transporcie, na szczęście bez szkody dla zawartości.

Na pudełku ładnie rozrysowany bonus.


W środku kartonik z powtórzonym (średniej moim zdaniem urody) rysunkiem z okładki.


Na odwrocie - historia okrętu. Reprodukuję tylko wersję angielską, chińską pomijam.


Instrukcja składania. Typowy Flyhawk, czyli składany w harmonijkę pasek kredowego papieru. Sama instrukcja łopatologicznie czytelna, newralgiczne miejsca wyróżnione piktogramami i kolorami.




Agincourta można zbudować w dwóch wariantach: early 1915 i middle 1915. Early różni się od middle dwoma detalami. Pierwszy z nich to przednia część półki pod sieci torpedowe - w wersji middle należy ją obciąć.


I różnica druga - w wersji early na marsie są reflektory, w wersji middle ich nie ma. 


Jest też różnica w malowaniu okrętu, ale o tym za chwilę. 


Części. Pokłady i "linia wodna". Wszystko z szarego plastiku. W pudełku był też płaski metalowy obciążnik, do wklejenia między szyny narysowane na "linii wodnej". 


Drewniana faktura pokładu niebrzydka, ale jak się ma w perspektywie drewno z Huntera...



Burty. Wydają się Wam wygięte? I słusznie.
Agincourt był gruba bambaryłą, obwód w pasie to mniej więcej pół równika, to i burty oponka rozepchała. 




Ramki z detalami. Delikatne, finezyjne, nie ma co poprawiać.



No dobra, grille kominów jakby deczko za grube.




Łódki. Ramka szt. 1, łódek wydaje się za mało. Spokojnie, są jeszcze na ramce z uzbrojeniem.



A owóż i ramka z uzbrojeniem. Umiarkowany entuzjazm wzbudzają we mnie żurawiki amunicyjne, ale może się niepotrzebnie czepiam.




Lufy artylerii głównej. W sumie, gdyby nie było w zestawie metalowych... no nie wiem. Pewnie bym i tak wymieniła, ale złe nie są.


Różne większe elementy okrętowej architektury, wykonane z użyciem mitologicznych  ;) Form Suwakowych ;)




Drzwi z plastiku są OK, drabinki z plastiku nie są OK.



Żaluzje z plastiku też są OK.



No dobra, tej drabinki może nawet nie wymienię.


Maciupcia blaszunia i arkusz kalkomanii dołączone do zestawu. Blaszunia zresztą w instrukcji zaznaczona na szaro, jako nie do wykorzystania. Hm. Może to zapowiedź "brazylijskiej" lub "tureckiej" wersji Agincourta?
Bo bandery obu państw na kalce są, ale wykonać można tylko wersję brytyjską. O dwóch pozostałych instrukcja milczy.



I blaszka z wersji deluxe. Wydaje się dość mała, ale pamiętajmy, że I-wojenne okręty w ogóle miały dość ubogą architekturę. Przede wszystkim nie było na nich dziesiątek działek plot, znanych z II wojny.


Lufki i wytoczone odpowiednio stengi masztów:


Instrukcja. Znowu typowy Flyhawk, kolory, kredowy papier, łopatologia. Dobrze.



A tak wygląda blaszka.


Zaś odnośnie malowania...


Tylna strona pudełka. Dwa warianty. Middle 1915, jednolity szary 507B, lub early 1915, dwukolorowy ciemnoszaro-jasnoszary. Nie da się ukryć, że ciekawiej wygląda early.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz