Strony

środa, 30 marca 2022

Wędrówki po Żuławach

 Od Roberta. Dziękuję. 

Co jakiś czas zrywamy się z przyjacielem w sobotę skoro świt i ruszamy na szlak. Według mapy mezoregionów fizycznogeograficznych odwiedziliśmy już Żuławy Wiślane, Wysoczyznę Elbląską, Wybrzeże Staropruskie, Kotlinę Grudziądzką, Pojezierze Starogardzkie, Pojezierze Kaszubskie, Wysoczyznę Żarnowiecką, Pradolinę Redy i Łeby. Wszystko to maksymalnie godzinę drogi autem od Gdańska. 

Dwunastego marca po raz kolejny ruszyliśmy na Żuławy. Poranek był mroźny, a słońce świeciło prosto w oczy gdy Podwalem Przedmiejskim ruszaliśmy na wschód, bynajmniej nie w poszukiwaniu cywilizacji. Dwadzieścia minut później przekraczaliśmy Wisłę za Kiezmarkiem. Po półgodzinnej podróży dotarliśmy do Żelichowa na północ od Nowego Dworu Gdańskiego. Auto zostawiliśmy pod gospodą Mały Holender, wzięliśmy kije pielgrzymie w dłonie i rozpoczęliśmy wędrówkę. 

Najpierw był most na Tudze, dudniący deskami pod stopami. Potem marsz na północ prawym brzegiem rzeki, po wale, by widzieć dalej i więcej. 



Po drodze mijaliśmy zachowane jeszcze miejscami stare domy,



 zabytkowy most zwodzony w Stobcu i koczujących przy nim wędkarzy. Po dotarciu do Szkarpawy zarządzono popas. 




Po śniadaniu ruszyliśmy na wschód, wzdłuż Szkarpawy, mijając Chełmek i Osłonkę, aż do pompowni na Kanale Drzewnym. 




Ten odcinek obfitował w żywiznę, stadka saren, czaple, dzikie kaczki i gęsi, które zrywały się do lotu na nasz widok, by po krótkim locie osiąść na wodzie, poczekać, aż się zbliżymy i znów zrywać się do lotu. Były też ślady mniej żywe. |Sterty białych czaplich piór, oznaczające miejsce posiłku jakiegoś drapieżnika i zagadkowa łapka na szczycie wału. 



No i oczywiście ślady bobrów. Te zobaczyć można było niemal na każdym mijanym drzewie. 





Im bliżej ujścia Nogatu tym wyraźniej rysował się na horyzoncie szary masyw Wysoczyzny Elbląskiej. Po dotarciu do pompowni skręciliśmy na południe i wzdłuż Kanały Panieńskiego dotarliśmy do Marzęcina. W wiosce ruch jak to w sobotę, obejrzeliśmy zatem XIX wieczny kościół i wyszli na pola, zmieniając kierunek marszu po raz ostatni, tym razem na zachód. 




Teraz przyszedł czas na dłuższą przerwę i dokończenie zapasów zabranych na drogę. Nie było tego dużo, bo w planach mieliśmy obiad w gospodzie. Minąwszy Gozdawę i podejrzliwie przyglądających się nam jej mieszkańców, dotarliśmy znów nad brzeg Tugi. A potem już prosto do Żelichowa. Znów zadudniły deski na moście, a na ścieżce prowadzącej do przystani kajakowej przykuła naszą uwagę tablica informacyjna z odmalowanym bobrem o złym spojrzeniu. 



Małego Holendra mieszczącego się w żuławskim domu podcieniowym możemy zdecydowanie polecić. Nasz pobyt w nim upłynął pod znakiem raków, szarlotki i holenderskiego kakao. 




Oglądanie mieszczącego się tuż obok pięknego gotyckiego kościółka zostawiliśmy sobie na następny raz.



A oto i mapa: 



4 komentarze:

  1. Panowie, rewelacja, ale poproszę o mapy tras(y) - chętnie bym taką wyprawę powtórzył z moją bandą ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo. Coś wspaniałego. Piekne tereny, wspaniała wyprawa. Bardzo dziękuję za ten reportaż.

    OdpowiedzUsuń