W tę najdłuższą i najciemniejszą noc roku...
Oficjalnie to ta panienka ma na imię Chors. TA Chors. Ale spotkałam też (rzadką) formę Chorsawa, brzmiącą tak jakby lepiej.
Chorsawa jest - ponoć - słowiańskim żeńskim bóstwem lunarnym, boginią nocy, ciemności i troszeczkę umierania. No bo cykl księżycowy, wiecie. Tylko że ta nasza polskosłowiańska pożal się Boże mitologia... Nic o niej nie wiadomo tak naprawdę. Jeszcze na poziomie stworzeń naprzyrodzonych, ale nie boskich, coś tam się da znaleźć - wszystkie te ubożęta, utopce, nocnice, południce, strzygi, wilkołaki et consortes; z bóstw wiemy tak naprawdę o Swarożycu, Trygławie, Perunie. Przy czym to też w większości są "gołe" imiona, za którymi nie dotarł do nas z głębin czasu żaden sensowny przekaz.
I tak, ja oczywiście wiem, że nasi krajowi rodzimowiercy rozróżniają całą masę bóstw i bóstewek, każde ze swoimi atrybutami, trochę na kształt mitologii greckiej czy rzymskiej. Tyle że to wszystko współczesne nadinterpretacje i inne wishful thinkings. Więc do Chorsawy też podchodzę z dystansem. Ot, ładna pani. I tyle.
Ignis Art, skala 1/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz