Dawno, dawno temu wraz z Mistrzem Koncerzem zmajstrowaliśmy takie oto jajco.
Bawiliśmy się prześwietnie.
Mam zaszczyt przedstawić Państwu dzieło Mistrza Koncerza, które mnie niegodnej dane było malować. O samym popiersiu pisać nie będę, kto je widział, podziwia, kto nie widział, niech zazdrości. Pozwolę sobie jedynie na parę słów o postaci, którą przedstawia.
Przeglądając herbarze trafiłam na arcyciekawą postać, rotmistrza chorągwi pancernej króla Jana Sobieskiego, Imć Pana Walentego Kasińskiego herbu Dwapsy. Wgryzłszy się w źródła znalazłam przepyszne blazonowanie do tego rzadkiego herbu, a brzmiało ono tak: Dwa psy w tarczy, jeden sra a drugi warczy. Z ciekawością już do białości rozpaloną popędziłam za tropem i, dzięki pomocy Koncerza, udało się wygrzebać zarówno więcej danych o samym herbie, jak i garść informacji o samym Walentym Kasińskim. Zapraszam do lektury i życzę Państwu miłych widoków.
Przeglądając herbarze trafiłam na arcyciekawą postać, rotmistrza chorągwi pancernej króla Jana Sobieskiego, Imć Pana Walentego Kasińskiego herbu Dwapsy. Wgryzłszy się w źródła znalazłam przepyszne blazonowanie do tego rzadkiego herbu, a brzmiało ono tak: Dwa psy w tarczy, jeden sra a drugi warczy. Z ciekawością już do białości rozpaloną popędziłam za tropem i, dzięki pomocy Koncerza, udało się wygrzebać zarówno więcej danych o samym herbie, jak i garść informacji o samym Walentym Kasińskim. Zapraszam do lektury i życzę Państwu miłych widoków.
W czasach króla Bolesławowych kwitnął pewien poganin, pan wielki i rycerz dzielny. Ni na czem mu nie zbywało, jeno że ochrzcić się i wiary świętej za nic przyjąć nie chciał.
Pewnego dnia, w kniei na polowaniu bawiący, za jeleniem się zapędził, od sług odsadził i sam ostał. Usiadł tedy pod drzewem, by wytchnąć nieco, i nagle zobaczył, że dwa wielkie, dzikie psy biegną jego tropem. Jeden trupio biały był, drugi jak krew czerwony. Rzuciły się na niego, a on, do drzewa przyparty, bronił się ułomkiem włóczni. Ani on ich przemóc nie mógł, ani one jego. Walką długą utrudzon wołał głośno sługi, a gdy nie nadbiegli, jął wzywać pomocy swoich pogańskich bogów. Mdlejąc już wezwał na koniec pomocy Boga chrześcijan, bo go z psich zębów zratować raczył.Ujrzał wtedy w koronie drzewa nadobną postać niewieścią w błękitnej sukni, która podała mu złotą tarczę. Rycerz tarczę skwapliwie pochwycił i, jako że nowy w niego wstąpił animusz, do ataku na rozżarte brytany ruszył. Psy cofnęły się wystraszone, jeden stał ze zjeżoną sierścią i warczał, drugi, ze strachu widać, kucnąwszy psim obyczajem defekować począł. Rycerz obejrzał się na swoją wybawczynię i usłyszał: "ochrzcij się, a zwyciężysz". Obiecał to zrobić, a wtedy jakby wszystkie siły odzyskał. Gromko krzycząc "Pudziesz! Pudziesz!" odpędził od siebie psy. Wróciwszy do swego kasztelu ochrzcił się, tarczę, którą od Najświętszej Panienki cudownie otrzymał, do herbu swego przyjął, dwa psy na niej umieściwszy jako pamiątkę tego zdarzenia.
Pewnego dnia, w kniei na polowaniu bawiący, za jeleniem się zapędził, od sług odsadził i sam ostał. Usiadł tedy pod drzewem, by wytchnąć nieco, i nagle zobaczył, że dwa wielkie, dzikie psy biegną jego tropem. Jeden trupio biały był, drugi jak krew czerwony. Rzuciły się na niego, a on, do drzewa przyparty, bronił się ułomkiem włóczni. Ani on ich przemóc nie mógł, ani one jego. Walką długą utrudzon wołał głośno sługi, a gdy nie nadbiegli, jął wzywać pomocy swoich pogańskich bogów. Mdlejąc już wezwał na koniec pomocy Boga chrześcijan, bo go z psich zębów zratować raczył.Ujrzał wtedy w koronie drzewa nadobną postać niewieścią w błękitnej sukni, która podała mu złotą tarczę. Rycerz tarczę skwapliwie pochwycił i, jako że nowy w niego wstąpił animusz, do ataku na rozżarte brytany ruszył. Psy cofnęły się wystraszone, jeden stał ze zjeżoną sierścią i warczał, drugi, ze strachu widać, kucnąwszy psim obyczajem defekować począł. Rycerz obejrzał się na swoją wybawczynię i usłyszał: "ochrzcij się, a zwyciężysz". Obiecał to zrobić, a wtedy jakby wszystkie siły odzyskał. Gromko krzycząc "Pudziesz! Pudziesz!" odpędził od siebie psy. Wróciwszy do swego kasztelu ochrzcił się, tarczę, którą od Najświętszej Panienki cudownie otrzymał, do herbu swego przyjął, dwa psy na niej umieściwszy jako pamiątkę tego zdarzenia.
Jak to bywa, legenda, nawet ta herbowa, lubi kołem się toczyć, srodze latopisów, genealogów a osobno i historyków zmrużonym okiem konfundować. Wystawcie sobie, drogie dziatki, jakież to okrutne termina na familiję Kasińskich spadły, kiedy to w 1676 roku armia turecka pod Ibrahimem paszą,Szejtanem zwanym, Dunaj przeszła i przez Tatary poprzedzana, Rzeczpospolitą jak wszy Burka opadła. Pisał król Jan III Sobieski :,,ten Szejtan Ibrahim ma właśnie szatana przy sobie; I wiele się Jegomość Król nie mylił. Oto pośród oficyjerów jeden był Wołoch, lubo Madziar, książę Geczy; Drakula Pappp, prawnuk po bękarcim synu samego Palownika, Wlada z prababki Anny;znaczy po kądzieli.
Okrutnik to był, acz zagończyk pierwszy! I nasz Walenty w obozie stanął , sam niemalże, z własnej chudej kieski odział konnych po pancernemu okrytych wystawiwszy. Pod Dołhą tak się nasz Imć Walenty sprawił, że sam Król Jegomość jego topniejącą rotę pohusarzyć obiecał. A tym się wyróżniał z pośród innych oficyjerów, że kałkan (tarczę) miał z swoim psim herbem jedwabiem wyszytym, że jako żywe były !
Tak tedy walczył zuch nasz Kasiński, aż legenda koło zatoczywszy go dopadła!
Bronił się heroicznie obóz pod Żórawnem,raz po raz wstręt Tatarom czyniąc, aż 29 września stanął sam Szejtan pod wałami z swym wojskiem i mocami piekielnymi, a powiadaja że co niektóre to i starsze niż piekło były.
Patrzył na obóz warowny i Gecza, a oczy mu jako Wilkowi płonęły.
Oto i dziwne rzeczy się dziac zaczęły. Znoszono z pola ubitych Koroniarzy i Litwinów a niejeden gardło miał rozdarte, jak by go wilcy potargali! Czy zwąchał wilk ogara, czy los tak chciał, posród ulewy 13 października imć Kasiński wycieczkę poprowadził przeciw minę knującym pohańcom.u go Gecza zoczył i dalej się na szable próbować zaczęli .Wołoch, zbrojny mocą złą , pradawną ,którą po praszczurze Wladzie Tepesie odziedziczył, osłaniającego się kałkanem Walentego w kozi róg zagonił, szablę mu popsowawszy wytrącił, ryknął, paszczę kłów gadzich rozdziawił i z wolna , ucztę czując krwawą, ku Kasińskiemu ruszył.
Cóż było robić, kiedy jeno kałkan potargany w ręku został, złomek szabli i ran bez liku? Westchnął Walenty do Najświętszej Panienki: ,,ratuj, jak pradziada mego uratowałaś, nie każ marnie ginąć!!!" Ledwie skończył, a jasność wielka nad szańcem powstała i w jeden promień się zebrawszy, w tarczę z herbem Kasińskich uderzyła! I oto psi oba , z tarczy mocą cudowną ożywione, na Geczę się rzuciwszy, na strzępy go rozerwały, ani potwór zipnął !
Legł też bez ducha Walenty Kasiński , a psy jak zjawy w powietrzu się rozpłynęły.
Nazajutrz Ibrachim od wałów odstąpił i o armistycjum poprosił.
Tak to zginął sławnie Walenty Kasiński herbu Dwa Psy w Tarczy, drakuli pomiot z Ziemi wygnawszy na wieki!
Okrutnik to był, acz zagończyk pierwszy! I nasz Walenty w obozie stanął , sam niemalże, z własnej chudej kieski odział konnych po pancernemu okrytych wystawiwszy. Pod Dołhą tak się nasz Imć Walenty sprawił, że sam Król Jegomość jego topniejącą rotę pohusarzyć obiecał. A tym się wyróżniał z pośród innych oficyjerów, że kałkan (tarczę) miał z swoim psim herbem jedwabiem wyszytym, że jako żywe były !
Tak tedy walczył zuch nasz Kasiński, aż legenda koło zatoczywszy go dopadła!
Bronił się heroicznie obóz pod Żórawnem,raz po raz wstręt Tatarom czyniąc, aż 29 września stanął sam Szejtan pod wałami z swym wojskiem i mocami piekielnymi, a powiadaja że co niektóre to i starsze niż piekło były.
Patrzył na obóz warowny i Gecza, a oczy mu jako Wilkowi płonęły.
Oto i dziwne rzeczy się dziac zaczęły. Znoszono z pola ubitych Koroniarzy i Litwinów a niejeden gardło miał rozdarte, jak by go wilcy potargali! Czy zwąchał wilk ogara, czy los tak chciał, posród ulewy 13 października imć Kasiński wycieczkę poprowadził przeciw minę knującym pohańcom.u go Gecza zoczył i dalej się na szable próbować zaczęli .Wołoch, zbrojny mocą złą , pradawną ,którą po praszczurze Wladzie Tepesie odziedziczył, osłaniającego się kałkanem Walentego w kozi róg zagonił, szablę mu popsowawszy wytrącił, ryknął, paszczę kłów gadzich rozdziawił i z wolna , ucztę czując krwawą, ku Kasińskiemu ruszył.
Cóż było robić, kiedy jeno kałkan potargany w ręku został, złomek szabli i ran bez liku? Westchnął Walenty do Najświętszej Panienki: ,,ratuj, jak pradziada mego uratowałaś, nie każ marnie ginąć!!!" Ledwie skończył, a jasność wielka nad szańcem powstała i w jeden promień się zebrawszy, w tarczę z herbem Kasińskich uderzyła! I oto psi oba , z tarczy mocą cudowną ożywione, na Geczę się rzuciwszy, na strzępy go rozerwały, ani potwór zipnął !
Legł też bez ducha Walenty Kasiński , a psy jak zjawy w powietrzu się rozpłynęły.
Nazajutrz Ibrachim od wałów odstąpił i o armistycjum poprosił.
Tak to zginął sławnie Walenty Kasiński herbu Dwa Psy w Tarczy, drakuli pomiot z Ziemi wygnawszy na wieki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz