My z Dexterem też nie.
St. Nicolaus' Diary:
Sobota, 24 grudnia 2011
Dziś Ewy i Adama.
Wigilia.
Łeb rąbie mnie od rana. Samogon z ziemniaków, kukurydzy i orzeszków M&Ms przypomina się po raz drugi. Tym razem nie ogniem palącym krtań, lecz potężnym dudnieniem jak przemarsz rzymskich legionów, odbijający się w czaszce. Dźwięk oddudnia od potylicy i wraca jak echo w kierunku oczu. Wydaje mi się, że gdyby nie powieki, to gałki oczne wypadłyby mi na podłogę.
Sobota, 24 grudnia 2011
Dziś Ewy i Adama.
Wigilia.
Łeb rąbie mnie od rana. Samogon z ziemniaków, kukurydzy i orzeszków M&Ms przypomina się po raz drugi. Tym razem nie ogniem palącym krtań, lecz potężnym dudnieniem jak przemarsz rzymskich legionów, odbijający się w czaszce. Dźwięk oddudnia od potylicy i wraca jak echo w kierunku oczu. Wydaje mi się, że gdyby nie powieki, to gałki oczne wypadłyby mi na podłogę.
Świętowanie z Zającem Wielkanocnym przeciągnęło się stanowczo zbyt długo. Dziś zakończyliśmy tygodniowy maraton. Zgubiłem gdzieś klucz od lodówki. Marzy mi się gorąca kąpiel i zimny okład na łeb.
Czapa mi się na dyńkę nie mieści od kiedy wpadła do gotującego się bigosu. Troszkę także i barwę zmieniła. Nic to. Przynajmniej ładnie pachnie.
Cholera, cały rok chlania, by w jeden dzień obskakiwać stada rozwydrzonych dzieciarów. Bladź... Nigdzie nie jadę. Prowadzę tylko trzeźwy, czyli... eee... za jakieś 2 dni będę w stanie siedzieć w zaprzęgu. Jak znajdę renifery. Rudolph, Comet i Dancer poszli w tan jakoś tak w połowie lipca. Wczoraj przyszła od nich pocztówka. Z Vegas. Idioci. Przechlali obroże z dzwoneczkami i na bilet powrotny nie mają. A skąd ja mam wytrzasnąć kasę? Zając mi wisi 2 tysiące dolców za destylator do
marchwi. Nie odda, wiem, bo leży zalany w salonie. Zapaskudził cały dywan i nawet kominek. Nie palę w nim, bo brzydzę się sprzatnąć to, co wypadło z zająca. Co on jada? Zaraza jedna.
Jeden z moich reniferów, nie pamiętam ale chyba Donner, siedzi za stręczycielstwo i sutenerstwo. Miałem wpłacić kaucję po 10 września, ale gdzieś zgubiłem numer rachunku. Pomyślę o tym później, jakoś tak po nowym roku. Dasher siedzi w Boliwii za przemyt zioła. No nieważne.
Musze sie jakoś zebrać, ogarnąć, ogolić. Cholerka, łapy mi latają, ciężko brzytwę utrzymać. Miałem podgolić lekko boki i co? Ciachnąłem kawał brody razem z policzkiem. Przyszyłem. Chyba nie widać zbytnio.
Matko, jak ja śmierdzę ! Teraz zauważyłem, jak zająca na bok odkopałem. Cały trzewik mi zapaskudził, zaraza jedna.
Ech, zasiądę jeszcze przy kufelku piwka. Zimny browar może wypłucze ból z czerepu.
Żegnaj pamiętniczku. Jutro przychodzi Pani Wiosna... będzie się działo...
Śniętego Mikołaja Dexter zmajstrował z figurki Wielkiego Mistrza templariuszy w skali 75 mm. Dzięki Ci, Marcin!
I tekst i figurka potwierdzają teorie: kazdy z nas może być Śniętym Mikołajem! Rewelka!
OdpowiedzUsuńNo ale Św. Mikołaj w kolczuce?!!! :)
OdpowiedzUsuńPrzy takim imprezowaniu?! Rzecz obowiązkowa!!!
OdpowiedzUsuńA co? zabronisz?
OdpowiedzUsuńKolczuga obowiązkowa jest przy imprezowaniu z królikiem. Jak się zachla to podgryza. Zębów nie mył, więc lepiej się chronić :)
OdpowiedzUsuń