40:1
Historia
tej dioramki, jak zresztą wielu innych moich prac, zaczęła się od dobrych
ludzi, którzy podsunęli mi gotowy pomysł.
Zdarzyło
się otóż, że koleżanka usłyszała gdzieś piosenkę zespołu Sabaton Forty to One, opowiadającą o
bohaterskiej obronie Wizny we wrześniu 1939 roku. Przez 3 dni 720 żołnierzy pod
dowództwem kpt. Władysława Raginisa skutecznie broniło przeprawy przez Narew
przed ponad 42 tysiącami Niemców, kilkuset czołgami, działami, samolotami. Do
niewoli dostało się raptem parudziesięciu obrońców, reszta zginęła w walce,
łącznie z kpt. Raginisem, który wierny przysiędze popełnił samobójstwo.
Koleżanka
zatem piosenkę usłyszała, zachwyciła się nią i podesłała mi linka. Trzeba
trafu, że mój komputer nie był wówczas wyposażony w głośniki, więc nagranie
mogłam sobie jedynie obejrzeć. Obejrzałam. Tekst spolszczono w sposób, który
wprawdzie dawał pojęcie o merytorycznej zawartości utworu, ale estetycznie
przyprawiał o ból zębów i palpitacje serca. Pomyślałam, że warto by dotrzeć do
tekstu oryginalnego; pomyślałam, że warto by zmajstrować dioramkę na kanwie tej
piosenki. Potem przestałam o tym myśleć.
Jakiś
czas później tego samego linka podesłał mi brat, Victorius, prawy człowiek i
szczery patriota. Gadaliśmy trochę, że to fantastyczna sprawa - szwedzki zespół
hardrockowy opowiadający o jednym z epizodów polskiej historii. Już nie miałam
wątpliwości: coś z tematem Forty to One
trzeba będzie zrobić, w jakiś sposób przełożyć język muzyki na język
modelarstwa. Tylko jeszcze nie wiedziałam, co.
Piosenka,
owszem, przytaczała niektóre fakty i dane o obronie Wizny, ale przede wszystkim
akcentowała nieugięte bohaterstwo naszych żołnierzy. Porównywała ich do 300
Spartan, co do ostatniego padli w obronie termopilskiego wąwozu, w wyraźny
sposób nawiązywała do tego w wideoklipie. Myślałam, że koniecznie trzeba to
pokazać; myślałam, że trzeba stworzyć raczej alegorię niż rekonstrukcję.
Dotarłam
do oryginalnego angielskiego tekstu piosenki i upewniłam się, że muszę
spróbować przetłumaczyć go na nowo, oczywiście tylko dla własnych potrzeb. Z
pomocą koleżanki anglistki uporałam się i z tym zadaniem; nasz przekład jest,
czego w sumie powinnam się była spodziewać, bardziej alegoryczno-klimatyczny
niż dosłownie wierny. Wygląda to tak:
Ochrzczeni w ogniu
Czterdziestu na jednego
Oczekiwanie na rozkaz
niczym cisza przed burzą
Kilku zostało wybranych by powstać
jako niewielu przeciw niezliczonym
Rozkazy z dowództwa grzmią:
walczcie, nie oddajcie ziemi!
Z początkiem września nadeszła
wojna, jakiej nie znał świat
Żaden wróg nie wkroczy na ziemię
której strzeże Polak!
Dopóki nie będzie was czterdziestu na jednego,
Zostaniecie pokonani!
Ochrzczeni w ogniu
Czterdziestu na jednego
Spartańska dusza w nich
Śmierć i Chwała
Polscy żołnierze
nie ustępują nikomu,
powstrzymają gniew Wehrmachtu
Ósmego września
furia Rzeszy sięgnęła szczytu
Mrowie moździerzy i kul
Lecz nasze bunkry przetrwają i to
Kapitan zaprzysiągł na życie
„Mój los dopełni się tu”
Grzmią karabiny wśród
Srogich odgłosów
artyleryjskich salw
No chodźcie, pokażcie wszystko na co was stać!
Czy piekło czy potop nie powstrzyma nas
Dopóki nie jest was czterdziestu na jednego
Wasz czas wkrótce się skończy!
Nie zapomnij o poległych
Nie zapomnij o ojcach i synach wojny
Nie zapomnij o pogrzebanych przez historię
No
i pozostało już tylko obmyślić i wykonać dioramkę...
Konwencję
realistyczną odrzuciłam od razu; no bo jak tu umieścić na wspólnej podstawce
Niemców z Wehrmachtu i Spartan z Termopil? Nie chciałam też wykonać epickiego
dzieła o wymiarach 3x3 metry, z setkami figurek: nie te warunki lokalowe...
Ostatecznie osią konstrukcyjną dioramy zdecydowałam się uczynić tytuł piosenki:
Czterdziestu do jednego. Potrzeba co
najmniej czterdziestokrotnej przewagi, aby pokonać polskiego żołnierza;
potrzeba aż tak miażdżącej, masakrującej, brutalnej siły, by wróg zdołał
wtargnąć na polską ziemię.
Czterdziestu
Niemców, jeden Polak i Spartanie. Polak na straży ojczystej ziemi, broniący
swego kraju przed splugawieniem przez wrogie hordy. Światło przeciw ciemności.
Duch przeciw wypełzającym z nor i rozpadlin mordorskim orkom, czarnym i złym.
Plugastwo i robactwo, burzące i niszczące. Jasność i mrok.
Tego
rodzaju proces myślowy doprowadził mnie ostatecznie do koncepcji kompozycji
sceny. Polski żołnierz, archetypiczny piechur, nieugięcie trwa na granicy, nie
pozwalając wrogowi wedrzeć się dalej. Nieprzekraczalna, niepokonywalna granica:
takie założenie niejako wymusiło zamknięcie kompozycji tylną ścianką. Świadomie
i celowo postanowiłam narzucić widzowi jeden punkt obserwacji, niejako posadzić
go przed „ekranem telewizora” albo przed „obrazem”, uniemożliwić mu obejście
scenki ze wszystkich stron, uniemożliwić zmianę punktu widzenia. Punkt widzenia
w tej scence był jeden jedyny i jedynie słuszny: mój.
Bezkształtna,
niemal amorficzna horda obłażąca obrońcę, pełznąca w górę ze szczelin w czarnym
błocie: Polaka zatem bezwarunkowo musiałam ustawić wyżej niż resztę, w
powietrzu, powielając zabieg narracyjny zastosowany choćby przez Jerzego
Kossaka w „Cudzie nad Wisłą 15 sierpnia 1920 roku” – zstępująca z niebios,
cwałująca z chmur husaria wspiera żołnierzy w walce z bezkształtną masą
krasnoarmiejców. Czterdziestu Niemców zlanych w nieforemną grudę, pozbawionych
indywidualności, odrębności, pozbawionych twarzy. Masa, odhumanizowana,
obrzydliwa ameba, rakowaty polip, chora narośl na zdrowej polskiej ziemi. I
Spartanie, heroiczni tytani, Duch przeciw materii – ten z kolei proces myślowy
ustalił kolorystykę sceny: Polak w naturalnych, trochę prześwietlonych
kolorach; Niemcy czarno-szaro-brudno-zielonkawi, jak ohydne białawe trupie
robaki; Spartanie nie do końca prawdziwi, „nie-całkiem-obecni”,
błękitno-świetlisto-powietrzno-biali; rozświetlone wrześniowym słońcem tło,
typowy polski krajobraz, bruzdy zoranej ziemi, dom i przydrożny krzyż w
jasnych, nasiąkniętych ciepła, złotawą sepią tonacjach, białe promienie słońca.
I w dalekim, powietrznym tle pobrzmiewające słowa piosenki, opowieści o
bohaterskiej obronie Wizny:
Piękny był wrzesień tamtego roku
I wojnę rozpoczął najgorszą ze wszystkich
Lecz wróg nigdy nie wkroczy na ziemię
Bronioną przez polskich żołnierzy
Dopóki was nie będzie
Czterdziestu na jednego
Ochrzczeni w ogniu
Czterdziestu na jednego
Niczym Spartanie
Śmierć i chwała
Polscy żołnierze
I żadni inni
Upiory Wehrmachtu zostaną powstrzymane
Nie będzie nigdy deptał wróg
Ziemi której kazano nam bronić
Do końca wytrwamy w śmiertelnej walce
Aż was nie będzie czterdziestu na jednego
Zawsze pamiętaj poległych żołnierzy
Pamiętaj zawsze o ojcach i synach we mgle
I zawsze pamiętaj o tych, co spłonęli
Kamienie na szaniec ciśnięte na śmierć
Całość,
jak widać, była komponowana raczej na emocjach i ulotnych chwilach, aniżeli na
twardych faktach. Podobnie przestrzenny układ dioramy, ta amorficzna horda
nacierająca ku górze jak ślepa, niszcząca fala przyboju i jak ona nieuchronnie
odbijająca się od falochronu zbudowanego ze spartańskich tarcz i z polskiej
szabli. Pozostało już tylko wszystko to posklejać, poustawiać i pomalować,
czysto fizyczna, technicznie prościutka praca.
Niemców,
jak głosił tytuł, miało być czterdziestu, i faktycznie początkowo ustawiłam
naprzeciw Polaka dokładnie czterdzieści figurek... tyle że okazało się to
stanowczo za mało! Rad niewola dokładałam zatem kolejne, aż odpowiednio
wypełniły mi przestrzeń; nie liczyłam dokładnie, ale na pewno jest ich ponad
65. Pochodzą z różnych zestawów w skali 1:35; wybierając je przede wszystkim
miałam na uwadze odpowiednie, bojowe pozy, oraz aby umundurowane i uzbrojone
były w sposób z grubsza odpowiadający realiom wojny obronnej 1939. Polak jest dość
mocno skonwertowaną figurką żywiczną nieznanej mi proweniencji, Spartanie to
połowa „greckiego” zestawu Andrei w skali 54 mm, czyli figurki większe i
masywniejsze niż pozostałe, ale to nawet dobrze – sprawiają dzięki temu
wrażenie groźniejszych, bardziej zdeterminowanych. Tło nadmalowałam na
znalezionym gdzieś w sieci zdjęciu krajobrazowym, uzupełniłam je o słoneczne
światło i nieco inaczej porozkładałam barwy, mocniejszą kreską i silniejszym
wysyceniem podkreśliłam też rolę przydrożnego krzyża. Podłoże zrobiłam z
różnych mas modelarskich Vallejo (głównie z „Black Lavy”), w których zatopiłam
i którymi oblepiłam część figurek Niemców. Na koniec, aby uprzestrzennić tło,
dodałam w rogach kilka gałązek i kawałek pieńka. Całość malowałam głównie
akrylami, ze znacznym udziałem techniki suchego pędzla, tło z kolei wykończyłam
techniką akwarelową, posługując się normalnymi modelarskimi akrylami i szkolnym
zestawem akwarelek. Na koniec na drewnianej, ośmiokątnej podstawie namalowałam
tytuł całości – biało-czerwone cyfry „40:1”. Kształt liter w dość luźny i w
sumie odległy sposób nawiązuje do muzyki zespołu Sabaton: dopiero bowiem pod
sam koniec pracy nad dioramą udało mi się odsłuchać piosenkę i zadziwić ostrym,
metalowym kolorem melodii...
Sama
„fizyczna praca” zajęła mi niecały miesiąc; część „koncepcyjna” też nie za
długo, bo chyba mniej niż pół roku. Jak na mnie to iście zawrotne tempo:
budowąłam już dioramy i winietki, na obmyślenie których potrzebowałam
kilkunastu lat...
Specjalne
podziękowania dla Ani, Victoriusa i Andrzeja, którzy mnie cały czas
inspirowali, wspierali i zachęcali.
Katarzyna Manikowska
viltianus
marzec 2010 r.
ALEŻ TO PIĘKNE !!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuje!!
OdpowiedzUsuńShidley
Pamiętaj!
OdpowiedzUsuńCzas który marnujesz będąc z dala od figurek to czas stracony!
A więc maluj, maluj i maluj.
I myśl.
Zapisuj i pokazuj.
- Też bedę wdzięczny.
I jeszcze maluj!
OdpowiedzUsuń