Strony

poniedziałek, 24 września 2018

40:1

Staroć. Przypominam ją na życzenie Shidleya :)

40:1


            Historia tej dioramki, jak zresztą wielu innych moich prac, zaczęła się od dobrych ludzi, którzy podsunęli mi gotowy pomysł.
            Zdarzyło się otóż, że koleżanka usłyszała gdzieś piosenkę zespołu Sabaton Forty to One, opowiadającą o bohaterskiej obronie Wizny we wrześniu 1939 roku. Przez 3 dni 720 żołnierzy pod dowództwem kpt. Władysława Raginisa skutecznie broniło przeprawy przez Narew przed ponad 42 tysiącami Niemców, kilkuset czołgami, działami, samolotami. Do niewoli dostało się raptem parudziesięciu obrońców, reszta zginęła w walce, łącznie z kpt. Raginisem, który wierny przysiędze popełnił samobójstwo.
            Koleżanka zatem piosenkę usłyszała, zachwyciła się nią i podesłała mi linka. Trzeba trafu, że mój komputer nie był wówczas wyposażony w głośniki, więc nagranie mogłam sobie jedynie obejrzeć. Obejrzałam. Tekst spolszczono w sposób, który wprawdzie dawał pojęcie o merytorycznej zawartości utworu, ale estetycznie przyprawiał o ból zębów i palpitacje serca. Pomyślałam, że warto by dotrzeć do tekstu oryginalnego; pomyślałam, że warto by zmajstrować dioramkę na kanwie tej piosenki. Potem przestałam o tym myśleć.
            Jakiś czas później tego samego linka podesłał mi brat, Victorius, prawy człowiek i szczery patriota. Gadaliśmy trochę, że to fantastyczna sprawa - szwedzki zespół hardrockowy opowiadający o jednym z epizodów polskiej historii. Już nie miałam wątpliwości: coś z tematem Forty to One trzeba będzie zrobić, w jakiś sposób przełożyć język muzyki na język modelarstwa. Tylko jeszcze nie wiedziałam, co.
            Piosenka, owszem, przytaczała niektóre fakty i dane o obronie Wizny, ale przede wszystkim akcentowała nieugięte bohaterstwo naszych żołnierzy. Porównywała ich do 300 Spartan, co do ostatniego padli w obronie termopilskiego wąwozu, w wyraźny sposób nawiązywała do tego w wideoklipie. Myślałam, że koniecznie trzeba to pokazać; myślałam, że trzeba stworzyć raczej alegorię niż rekonstrukcję.
            Dotarłam do oryginalnego angielskiego tekstu piosenki i upewniłam się, że muszę spróbować przetłumaczyć go na nowo, oczywiście tylko dla własnych potrzeb. Z pomocą koleżanki anglistki uporałam się i z tym zadaniem; nasz przekład jest, czego w sumie powinnam się była spodziewać, bardziej alegoryczno-klimatyczny niż dosłownie wierny. Wygląda to tak:

Ochrzczeni w ogniu
Czterdziestu na jednego

Oczekiwanie na rozkaz
niczym cisza przed burzą
Kilku zostało wybranych by powstać
jako niewielu przeciw niezliczonym
Rozkazy z dowództwa grzmią:
walczcie, nie oddajcie ziemi!

Z początkiem września nadeszła
wojna, jakiej nie znał świat
Żaden wróg nie wkroczy na ziemię
której strzeże Polak!
Dopóki nie będzie was czterdziestu na jednego,
Zostaniecie pokonani!

Ochrzczeni w ogniu
Czterdziestu na jednego
Spartańska dusza w nich
Śmierć i Chwała
Polscy żołnierze
nie ustępują nikomu,
powstrzymają gniew Wehrmachtu

Ósmego września
furia Rzeszy sięgnęła szczytu
Mrowie moździerzy i kul
Lecz nasze bunkry przetrwają i to
Kapitan zaprzysiągł na życie
„Mój los dopełni się tu”
Grzmią karabiny wśród
Srogich odgłosów
artyleryjskich salw

No chodźcie, pokażcie wszystko na co was stać!
Czy piekło czy potop nie powstrzyma nas
Dopóki nie jest was czterdziestu na jednego
Wasz czas wkrótce się skończy!

Nie zapomnij o poległych
Nie zapomnij o ojcach i synach wojny

Nie zapomnij o pogrzebanych przez historię

            No i pozostało już tylko obmyślić i wykonać dioramkę...
            Konwencję realistyczną odrzuciłam od razu; no bo jak tu umieścić na wspólnej podstawce Niemców z Wehrmachtu i Spartan z Termopil? Nie chciałam też wykonać epickiego dzieła o wymiarach 3x3 metry, z setkami figurek: nie te warunki lokalowe... Ostatecznie osią konstrukcyjną dioramy zdecydowałam się uczynić tytuł piosenki: Czterdziestu do jednego. Potrzeba co najmniej czterdziestokrotnej przewagi, aby pokonać polskiego żołnierza; potrzeba aż tak miażdżącej, masakrującej, brutalnej siły, by wróg zdołał wtargnąć na polską ziemię.
            Czterdziestu Niemców, jeden Polak i Spartanie. Polak na straży ojczystej ziemi, broniący swego kraju przed splugawieniem przez wrogie hordy. Światło przeciw ciemności. Duch przeciw wypełzającym z nor i rozpadlin mordorskim orkom, czarnym i złym. Plugastwo i robactwo, burzące i niszczące. Jasność i mrok.
            Tego rodzaju proces myślowy doprowadził mnie ostatecznie do koncepcji kompozycji sceny. Polski żołnierz, archetypiczny piechur, nieugięcie trwa na granicy, nie pozwalając wrogowi wedrzeć się dalej. Nieprzekraczalna, niepokonywalna granica: takie założenie niejako wymusiło zamknięcie kompozycji tylną ścianką. Świadomie i celowo postanowiłam narzucić widzowi jeden punkt obserwacji, niejako posadzić go przed „ekranem telewizora” albo przed „obrazem”, uniemożliwić mu obejście scenki ze wszystkich stron, uniemożliwić zmianę punktu widzenia. Punkt widzenia w tej scence był jeden jedyny i jedynie słuszny: mój.
            Bezkształtna, niemal amorficzna horda obłażąca obrońcę, pełznąca w górę ze szczelin w czarnym błocie: Polaka zatem bezwarunkowo musiałam ustawić wyżej niż resztę, w powietrzu, powielając zabieg narracyjny zastosowany choćby przez Jerzego Kossaka w „Cudzie nad Wisłą 15 sierpnia 1920 roku” – zstępująca z niebios, cwałująca z chmur husaria wspiera żołnierzy w walce z bezkształtną masą krasnoarmiejców. Czterdziestu Niemców zlanych w nieforemną grudę, pozbawionych indywidualności, odrębności, pozbawionych twarzy. Masa, odhumanizowana, obrzydliwa ameba, rakowaty polip, chora narośl na zdrowej polskiej ziemi. I Spartanie, heroiczni tytani, Duch przeciw materii – ten z kolei proces myślowy ustalił kolorystykę sceny: Polak w naturalnych, trochę prześwietlonych kolorach; Niemcy czarno-szaro-brudno-zielonkawi, jak ohydne białawe trupie robaki; Spartanie nie do końca prawdziwi, „nie-całkiem-obecni”, błękitno-świetlisto-powietrzno-biali; rozświetlone wrześniowym słońcem tło, typowy polski krajobraz, bruzdy zoranej ziemi, dom i przydrożny krzyż w jasnych, nasiąkniętych ciepła, złotawą sepią tonacjach, białe promienie słońca. I w dalekim, powietrznym tle pobrzmiewające słowa piosenki, opowieści o bohaterskiej obronie Wizny:

Piękny był wrzesień tamtego roku
I wojnę rozpoczął najgorszą ze wszystkich
Lecz wróg nigdy nie wkroczy na ziemię
Bronioną przez polskich żołnierzy
Dopóki was nie będzie
Czterdziestu na jednego

Ochrzczeni w ogniu
Czterdziestu na jednego
Niczym Spartanie
Śmierć i chwała
Polscy żołnierze
I żadni inni
Upiory Wehrmachtu zostaną powstrzymane

Nie będzie nigdy deptał wróg
Ziemi której kazano nam bronić
Do końca wytrwamy w śmiertelnej walce
Aż was nie będzie czterdziestu na jednego

Zawsze pamiętaj poległych żołnierzy
Pamiętaj zawsze o ojcach i synach we mgle
I zawsze pamiętaj o tych, co spłonęli
Kamienie na szaniec ciśnięte na śmierć

            Całość, jak widać, była komponowana raczej na emocjach i ulotnych chwilach, aniżeli na twardych faktach. Podobnie przestrzenny układ dioramy, ta amorficzna horda nacierająca ku górze jak ślepa, niszcząca fala przyboju i jak ona nieuchronnie odbijająca się od falochronu zbudowanego ze spartańskich tarcz i z polskiej szabli. Pozostało już tylko wszystko to posklejać, poustawiać i pomalować, czysto fizyczna, technicznie prościutka praca.
            Niemców, jak głosił tytuł, miało być czterdziestu, i faktycznie początkowo ustawiłam naprzeciw Polaka dokładnie czterdzieści figurek... tyle że okazało się to stanowczo za mało! Rad niewola dokładałam zatem kolejne, aż odpowiednio wypełniły mi przestrzeń; nie liczyłam dokładnie, ale na pewno jest ich ponad 65. Pochodzą z różnych zestawów w skali 1:35; wybierając je przede wszystkim miałam na uwadze odpowiednie, bojowe pozy, oraz aby umundurowane i uzbrojone były w sposób z grubsza odpowiadający realiom wojny obronnej 1939. Polak jest dość mocno skonwertowaną figurką żywiczną nieznanej mi proweniencji, Spartanie to połowa „greckiego” zestawu Andrei w skali 54 mm, czyli figurki większe i masywniejsze niż pozostałe, ale to nawet dobrze – sprawiają dzięki temu wrażenie groźniejszych, bardziej zdeterminowanych. Tło nadmalowałam na znalezionym gdzieś w sieci zdjęciu krajobrazowym, uzupełniłam je o słoneczne światło i nieco inaczej porozkładałam barwy, mocniejszą kreską i silniejszym wysyceniem podkreśliłam też rolę przydrożnego krzyża. Podłoże zrobiłam z różnych mas modelarskich Vallejo (głównie z „Black Lavy”), w których zatopiłam i którymi oblepiłam część figurek Niemców. Na koniec, aby uprzestrzennić tło, dodałam w rogach kilka gałązek i kawałek pieńka. Całość malowałam głównie akrylami, ze znacznym udziałem techniki suchego pędzla, tło z kolei wykończyłam techniką akwarelową, posługując się normalnymi modelarskimi akrylami i szkolnym zestawem akwarelek. Na koniec na drewnianej, ośmiokątnej podstawie namalowałam tytuł całości – biało-czerwone cyfry „40:1”. Kształt liter w dość luźny i w sumie odległy sposób nawiązuje do muzyki zespołu Sabaton: dopiero bowiem pod sam koniec pracy nad dioramą udało mi się odsłuchać piosenkę i zadziwić ostrym, metalowym kolorem melodii...
            Sama „fizyczna praca” zajęła mi niecały miesiąc; część „koncepcyjna” też nie za długo, bo chyba mniej niż pół roku. Jak na mnie to iście zawrotne tempo: budowąłam już dioramy i winietki, na obmyślenie których potrzebowałam kilkunastu lat...
            Specjalne podziękowania dla Ani, Victoriusa i Andrzeja, którzy mnie cały czas inspirowali, wspierali i zachęcali.

Katarzyna Manikowska viltianus
marzec 2010 r.










4 komentarze:

  1. ALEŻ TO PIĘKNE !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje!!
    Shidley

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętaj!
    Czas który marnujesz będąc z dala od figurek to czas stracony!
    A więc maluj, maluj i maluj.
    I myśl.
    Zapisuj i pokazuj.
    - Też bedę wdzięczny.

    OdpowiedzUsuń