Od Roberta. Dziękuję.
Bolesław Wysoki był dla mnie od samego początku postacią niemal mityczną. Pierwszy dux Slezie, przywrócony na ojcowskie dziedzictwo dzielnicowe ale pozbawiony szans na koronę. Piastowic, który jeśli wierzyć kronikom był wszędzie, dokonywał czynów godnych antycznych herosów. Osiadł wreszcie w cieniu masywu Ślęży i dał początek dynastii. Tułacz, repatriant, malkontent jak nazwał go w biografii swojego pióra Benedykt Zientara. I choć pozostawił po sobie wyraźne, dziś nawet dostrzegalne ślady, kiedy chcę go zobaczyć, wyobrazić sobie, wymyka się i nie chce stanąć w pełnym świetle.
Rozpoczynając prace nad figurami Piastów śląskich w skali 28 mm, nie myślałem o tym jak przedstawię Bolesława. Tylu innych i tak sugestywnie wypełniało moją wyobraźnię obrazami tarcz heraldycznych, końskich kropierzy, proporców i klejnotów zdobiących hełmy, że protoplasta tej piastowskiej linii drzemał gdzieś głęboko w mej świadomości, bezkształtny i zamglony. Ale przyszedł czas i na niego. Podstawowe pytania na jakie należało znaleźć odpowiedzi, brzmiały: Jak wyglądał książę? Jakich znaków używał? Rozpocząłem poszukiwania. Zacząłem od kamienia.
W Pomnikach Piastów śląskich Janusz Kłębowski opisuje aż dwa nagrobki księcia. Niewiele jednak z tego wynika. Rysunek pierwotnego, jak sugeruje autor, sprzed 1225 roku, to zaledwie kilka kresek słabo przemawiających nawet do mojej wyobraźni. Z drugim nagrobkiem sprawa ma się już zupełnie inaczej. Tu jest wszystko. Widzimy bogaty, gotycki detal architektoniczny, aż dziewięć heraldycznych orłów śląskich oraz samego księcia w najdrobniejszym wąsatym szczególe. Z drżącym sercem przekraczałem kiedyś próg kościoła lubiąskiego by boleśnie przekonać się, że książęca płyta nagrobna nie tak już wygląda jak we wspomnianej publikacji Kłębowskiego. Ostatnia wojna światowa odcisnęła i na niej swe piętno. Zresztą, nagrobek ufundowany przeszło sto lat po śmierci księcia nie może nam powiedzieć nic pewnego o jego prawdziwym wyglądzie.
Skoro zawiódł kamień i metal flandryjski, może wosk?
Zachowały się książęce pieczęcie. Pierwsza zawieszona przy dokumencie fundacyjnym klasztoru lubiąskiego z roku 1175. Dokument ten miałem w zasięgu ręki. Czytałem łacińskie słowa stawiane w równych liniach na pergaminowej karcie. Nietrudno zgadnąć, co czułem patrząc na sentencję bolezlaus dux zlesię, te same słowa na które musiał patrzeć i on, fundator. Dotykałem przeszłości. Na tą krótką chwilę, tam nad brzegami Odry, w murach Archiwum Państwowego we Wrocławiu, stałem twarzą w twarz z Bolesławem. Ale zanim zdążyłem dokładnie go sobie obejrzeć znów mi umknął. Schował się za niewielkich rozmiarów, uproszczonym wizerunkiem napieczętnym. Mam kopię tej pieczęci schowaną głęboko jak relikwię. Największy ze skarbów dla historyka amatora i sileziofila w jednym. Widać na niej pieszego wojownika z mieczem w jednej i proporcem w drugiej ręce, w hełmie nie zakrywającym twarzy. Zaledwie 25 mm wysokości liczy sobie ta postać. Za mało by coś powiedzieć. Druga pieczęć z roku 1201, posłużyła Janowi Matejce do wykonania dobrze wszystkim znanego rysunku. Jest większa, bardziej szczegółowa. Przedstawia wojowniczego księcia w hełmie garnczkowym, dosiadającego konia. Na tarczy wyraźnie widać śląskiego orła z przepaską i krzyżem. Wszystko to jednak na nic. To nie on. Owszem pieczęć przedstawia Bolesława ale Rogatkę i została sfałszowana przez zaradnych mnichów lubiąskich celem osiągnięcia ziemskich korzyści. Dał się zwieść Matejko a za nim całe pokolenia entuzjastów jego romantycznej wizji dziejów narodowych. Jakże szkodliwej wizji, dodajmy.
Pytanie o wygląd i znaki bolesławowe pozostało zatem bez odpowiedzi. Usiadłem zatem i pomalowałem figurę tak, jak chciałbym by Bolesław wyglądał. Coś tam zostało w tej wizji z pozostawionych obrazów przeszłości, choćby otwarty hełm. Tarczę zapożyczyłem z Biblii z Winchesteru, datowanej ostrożnie na lata 1160-1190, zatem współczesnej naszemu bohaterowi. Iluminator przydał ją tam Goliatowi w scenie walki z Dawidem. Sam kiedyś nosiłem identycznie malowaną w turniejowych szrankach Iłży i Legnickiego Pola.
Po wszystkim naszła mnie myśl, że był Bolesław takim właśnie Goliatem. Stworzony do rzeczy wielkich, potknął się o kamień zatargów w piastowskim rodzie. I choć nie stracił głowy, nie ozdobił jej też koroną.
I to jest piękna historia, jak i figurka, to lubię
OdpowiedzUsuńPodziwiam wysyłek włożony w jak najwierniejsze odwzorowanie postaci. Historia poszukiwań informacji niezwykle fascynująca.
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do poprzedników i również pieję z zachwytu !
OdpowiedzUsuń