Drugi odcinek historyjki pt. Uczymy się budować sensowny sprzęt.
Amerykańska wojna secesyjna na morzu miała specyficzny charakter - bitwy toczyły się na wodach przybrzeżnych, a często wręcz na rzekach (Mississippi) i w ich estuariach. Co spowodowało, że w cenie były okręty potężne, brutalnie silne, które już niekoniecznie musiały cechować się jakąkolwiek dzielnością morską. Popatrzcie na ówczesne ironclady: ledwie toto pływało, za to jak przywaliło z armaty i trafiło... ojej.
Po wojnie Amerykanie musieli się nauczyć budować zupełnie inne jednostki: pełnomorskie a wręcz oceaniczne. Zaczynali od takich jak ten tutaj kraczatych monitorów.
Historia okrętu
Oryginalnie ten model zaprojektowany został w skali 1/200, przez Michała Glocka. No... nie. Raz że okręt sam w sobie pokraczny i rozlazły, dwa że detali na nim niewiele, trzy że Michał dodatkowo upraszcza pewne szczegóły. Budować to w oryginalnym rozmiarze? - eee. Nigdy. Nawet w 1/400 było zbyt wielkie.
Zmniejszyłam zatem do 1/700. I teraz jest dobrze.
Większość modelu jest papierowa, ale np. lufy, łodzie i nawiewniki wykorzystałam gotowe, z magazynku.
Podstawka z klocka, który dostałam od kumpla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz