środa, 18 lipca 2012

Recenzja - HMS Lance - WAK, nr 2/2010, skala 1/200

HMS Lance: jeden z najbardziej klasycznych, najpiękniejszych brytyjskich drugowojennych niszczycieli.

Był przyrodnim bratem naszego Orkana - Lance to typ L, Orkan - typ M. W służbie pozostawał niecały rok, od maja 1941 do kwietnia 1942, w najtrudniejszym dla Brytyjczyków okresie wojny. Zginął od niemieckich bomb w maltańskim porcie.

Wycinanka opracowana przez Adriana Kacza, co samo w sobie jest najlepszą rekomendacją.

Wydrukowany na dość sztywnym, gładkim brystolu. Kolory ładne, czyste, równe, druk bez przesunięć. Model przedstawia Lance'a wedle stanu na koniec służby, w naprawdę fajnym, śródziemnomorskim kamuflażu - ciemnogranatowe burty, ciemnoszare pokłady, jasnoszare nadbudówki.

Arkusze z częściami:
W sposobie rysowania widać rękę Adriana, który dobrym projektantem jest, baboli merytorycznych nie strzela, modele robi w pełni sklejalne. Niektóre części można uprościć, ale można też wydziubać je ze wszystkimi szykanami. Burtowe pasy poszycia przewidziano w dwóch opcjach - burty można zrobić plaskie, a można nakleić dodatkowe pasy pogrubiające. Mam ochotę spróbować tej techniki.

Rysunki montażowe:
Całkiem ich sporo, dobrze. Trochę nie lubię użytych na renderach odcieni szarości - są trochę zbyt do siebie podobne, jak na mój gust. Ale to już marudzenie z mojej strony, nie jakieś poważne, sensowne zastrzeżenie.

Śruby wydrukowano jako żółte, podcieniowane. Żółte są też drewniane elementy tratew, łodzi i gretingi. Niezbyt ładne żółte, jak na moje oko.

Jeszcze nie wiem, w jakiej scenerii Lance'a zrobię. Mam ochotę i na okręt w marszu, i na pokazanie zatopionego w Grand Harbour wraka. No nic, zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz