Dwa stateczki.
Modele żaglowców to najczęściej Te Wielkie i Słynne, typu Victory, Santissima Trinidad, L'Orient... podobnie jak wśród motorowców dużo łatwiej o Bismarcka niż którąś z kanonierek. Modelarze lubią lufy. Ale...
O samej grze nie wiem nic, tyle że okręciki do niej są dokładnie w 1/700 i że da się z nich zrobić pełnowartościowe modele żaglowców. Te dwa towarowce autentycznie mnie ucieszyły. Bardzo, bardzo pożyteczna rzecz.
Tylna strona pudełka. Widać, że do każdego statku należą się wymienne galiony: 3 w przypadku małego, 4 - dużego. Miodzio.
Dużo jest w środku papierów, różnych kart, podstawek i znaczników do gry. Przyjmuję w pokorze i całkowitej niewiedzy, co z tym zrobić.
Wanty drukowane na folii (brrr...) i gruba lina kotwiczna. Na olinowanie trzeba wziąć coś zdecydowanie cieńszego.
Żagle. Są po 2 identyczne komplety, jeszcze nie rozkminiłam, czemu tak. Drukowane dwustronnie, ładne, ale - na grubym kartonie. Raczej nie do wykorzystania niestety.
Zestaw bander i flag sygnałowych. Duży,
Kadłuby. Oba śliczne żywiczne. Lubimy.
Oba komplety masztów z rejami. Metal. Nie lubimy. Fuj.
Do wykorzystania, jeśli w ogóle, będzie może kolumna masztu ze zrefowanym żaglem i marsem. Reszta won.
Łódki. Niebrzydkie, choć złożone maszty odlano razem z ławkami. Ale da się to zamaskować malowaniem.
Rufowa pawęż małego merchantmana. Ach jej.
Figury galionowe. Górny odlew 4 sztuki, dolny 3. Jakie to słodkie.
Na plecach mają wpust na dziobnicę. Sprytne.
Zachwycona jestem absolutnie, choć dechy na obu szerokie a linie podziału głębokie jak okopy. Ale co tam. Po pomalowaniu wyglądać będzie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz