Z kategorii: muszę, bo się uduszę. Oraz #putinidinachuj.
Mamy dziś, w dniu publikacji tego posta, 24 lutego 2024. Druga rocznica ruskiej agresji na Ukrainę. Gdy go piszę, jest 22 listopada 2023. Nie mam pojęcia, co wydarzy się przez nadchodzące trzy miesiące.
Pamiętam przedwiośnie 2022, pełne takich właśnie, jak ta dzisiejsza babinka, uchodźców z jakimiś przypadkowo złapanymi przedmiotami zapakowanymi do przypadkowych reklamówek. Pamiętam człowieka, który gdzieś spod Charkowa przytaszczył do Polski wielkiego fikusa w donicy, opatulonego w polarowy kocyk. Pamiętam dziesiątki zdjęć młodych i starszych kobiet, wlekących za ręce zaryczane dzieciaki, z wyglądającymi spod kurtki wystraszonymi kotami i psami. Na moim osiedlu do dziś mieszka ukraińska rodzina, której udało się ewakuować pieska, kundelka. Spaceruje z nim zawsze kilkoro dzieci. Dwoje to jego domowi opiekunowie, reszta nieśmiało go głaszcze, trzyma za smycz, rzuca patyki. Ktoś mówi, że też miał pieska. W domu go miał, w Ukrainie. Już nie ma, bo ruskie zabiły i tatę, i psa. Któreś inne dziecko po prostu przytula się do moich dwóch suczek. "Pobrudzą ci spodnie", mówię. "Nie szkodzi, te pani pieski są takie ciepłe i żywe".
No więc musiałam. Rozumiecie. Musiałam.
Pudełko ładne, zadbane.
Popierś niesmowity, nietuzinkowy, już na etapie surowego produktu skłania do refleksji i zadumy. Nie dziwię się Siostra że ją zgarnełaś. Cierpliwie czekamy na efekty.
OdpowiedzUsuń