Miałam od dawna w poczekalni kartonowy model łodzi cara Piotra Wielkiego. Samego Piotra za bardzo nie lubię, budowanie jego łódki nie było szczytem moich marzeń, poza tym model nie podobał mi się edytorsko - te krzykliwe kolory, bleh. Aż zupełnie niedawno uświadomiłam sobie, że ten botik to konstrukcyjnie typowy zachodnioeuropejski flyboat, łódź transportowa powszechnie używana np. w Holandii czy w Anglii, bliski kuzyn naszych bałtyckich pomeranek. Różnice oczywiście są, ale uznałam, że spokojnie da się go przerobić na coś kolorystycznie normalniejszego. Znaczy ciemnodrewnianobrązowego, smołowany kadłub, spracowany żagiel, takie tam.
A potem, gdy przeglądałam rysunki i zdjęcia, dotarło do mnie, że takich łódek cała masa pływała swego czasu po Motławie. Jeszcze przed wojną, są na każdym zdjęciu tamtego rejonu Gdańska. A moja prababcia Marianna, od 1923 roku mieszkająca w Gdyni, w latach 20-tych - wedle rodzinnej legendy - woziła rybę na sprzedaż do Gdańska na Fischmarkt. Znaczy była klasyczną Fischfrau. Woziła z Oksywia łodzią. Czyjąś. Aha.
No i poszło.
Łódź to konwersja wyłącznie malarska, nie zamontowałam też rosyjskiej bandery z dwugłowym orłem. Wyjęłam bodaj trzy ławki. Ludki i zwierzaki to jakieś magazynkowe znaleziska, poza tym klamoty typu beczki, worki, pudełka. Całość malowana niemal monochromatycznie, ciemnosepiowo, w klimacie wielkich mistrzów holenderskiego XVII-wiecznego malarstwa.
Skala łódki 1/40, ludzików i reszty 1/35. Czyli całość, uznajmy, 1/35 właśnie.
Enjoy.
Która z tych pań to prababcia ? Świetna historia i jak zwykle świetna praca . Ten klimat poranka jest uroczy !
OdpowiedzUsuńZachcająco opowiedziana hisoria
OdpowiedzUsuńŚwietnie to wyszło, jak na starych fotografiach w sepii własnie, a historyjka miodzio.
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia i wykonanie
OdpowiedzUsuń