Był to wielki, spontaniczny ruch, gwałtowny i niepowstrzymany jak powodziowa fala. Dziesiątki, setki mężczyzn przypasywało miecze a na ubraniach naszywało czerwone krzyże, znak Bożych wojowników, i wyruszało do Ziemi Świętej.
Jednym z nich był Gotfryd de Bouillon, jeden z pierwszych, co odpowiedzieli na wezwanie do krucjaty. Sprzedał lub zastawił swoje posiadłości, wsiadł na konia i na czele armii wyruszył. Znów jako pierwszy wdarł się do zdobytej Jerozolimy, wybrany na jej króla odmówił przyjęcia tytułu i nazwał się Obrońcą Bożego Grobu.
Gotfryd de Bouillon, archetypiczny krzyżowiec. Gotfryd, wódz i przewodnik: wszyscy późniejsi krzyżowcy byli, są i będą w jakimś sensie jego spadkobiercami, jego wasalami. Wiem: dziś już nie składamy lennych przysiąg, dziś już nie zobowiązujemy się walczyć auxilio et consilio, jak oni przed tysiącem lat. Ale wszyscy, którzy wyruszali na krucjatę, w jakimś sensie wzorowali się na Gotfrydzie właśnie.
Od Gotfrydowego gestu - gestu wzięcia krzyża - rozpoczęła się nowy rozdział dziejów Europy i świata.
Gdyby nie Gotfryd wtedy, nie byłoby dzisiaj nikogo z nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz