Nie podjęłabym się budowy tego modelu, gdybym nie miała porządnej blaszki.
Jestem - przyznaję - bydlęciem leniwym. Lubię nie tyle robić, co mieć zrobione. W modelarstwie interesuje mnie efekt, nie żeby się uharać dla samego uharania. Dlatego rzadko biorę się za przeróbki słabych modeli, rzadko też sięgam po plastiki. No chyba że mam naprawdę dobrą dokumentację - albo blaszki.
HMS Eskimo to Tribal, a nie mieć Tribala... - no toż wstyd nad wstydy. Kupiłam sobie na giełdzie w Bytomiu dość stary żywiczny model Samka i natychmiast zamówiłam do niego porządną, wielką Flyhawkowską blachę. Zawartość pudełka jakoś do mnie nie przemawiała...
Instrukcja składania. Tak stara, że już trochę przyżółkła.
Części:
Lufy... niby ładne, ale chyba wymienię je na metalowe.
Przykre zaskoczenie: wieże dział są od tyłu pełne. Hmmm... na razie nie mam pomysłu, co z tym zrobić.
Blaszka dołączona do zestawu. Malutek kiciputek. I kalkomania z numerami taktycznymi.
No to przechodzimy do blachy Flyhawka.
Instrukcja większa niż ta od modelu!
I same blachy. Trzy uczciwe arkusze! Blachy są co prawda dedykowane do Trumpka, ale myślę, że damy radę.
Dwie blachy są przeznaczone wprost dla Eskimo, trzecia ogólna do Tribali.
Będzie zabawa. Oj będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz