Jenyśku, jakie to wielkie!
Niby maluśkie, a wielkie. Odwykłam już chyba od pojazdów w skali 1/35...
Boczna strona pudełka pokazuje możliwość doczepienia armaty. Tak. Jasne. I może jeszcze koza na sznurku w kuchni.
Instrukcja. Krok po kroku, powinnam sobie poradzić.
Malowania są dwa. Jedno zielone, drugie szare (zdobyczne niemieckie?) Nic ekscytującego, żadnych oznaczeń przynależności państwowej, żadnych godeł, nic.
Ramki. O rety.
Ramek z ogniwami gąsienic jest 13.
TRZYNAŚCIE.
Już się boję.
Zdetalizowane to jest pięknie, nie powiem.
Maluśka blaszka, kalka - na tarcze przyrządów pokładowych - i przezroczysta ramka z reflektorami.
I tyle samego modelu Trumpka.
Dokupiłam sobie żywiczną konwersję na holzgas. Bo śmieszna.
I blachy. Bo też śmieszne.
Tak generalnie, to sporo części powinno mi zostać. Blachy się częściowo powielają, nie wszystko pewnie wykorzystam, a zresztą planuję zrobić mojego Stalińca jako wrak, utopionego w błocie. O tak:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz