Ja kompletnie nie jestem samolociarz. Ani trochę. Ani ciut-ciut.
Kiedyś, w dzieciństwie, owszem sklejałam samoloty. ZTS Plastyk i jeszcze więcej ZTS Plastyk. Ale wtedy po prostu niczego innego nie było, więc się kleiło, co było. Została mi z tamtych czasów sympatia do samolotów pokracznych a dziwacznych; takie od czasu do czasu potrafię sobie kupić. A nawet, choć to już ekstremalnie rzadko, skleić.
Kupiłam niedawno cudactwo pt. Annular Monoplane: samolot na planie koła. I postanowiłam go wybudować maksymalnie cudacznie, nie jako replikę prawdziwej maszyny, a jako ostro odjechane what-if. Z trzepniętym malowaniem i równie trzepniętym, najlepiej nic nie mówiącym, oznakowaniem.
Przeglądając nowości w jednym ze sklepów modelarskich trafiłam na kalki do przedwojennych samolotów afgańskich. Znak przynależności państwowej na tyle skomplikowany, mało znany i odjechany, że uznałam go za idealny do mojego okrąglutkiego what-ifa. Cena też nie mordercza... kupiłam.
Filozofii wielkiej w tym nie ma. Kartka ze schematami malowań - czterema...
...i arkusik kalkomanii. Znaki w 3 kolorach, bo z czarno-białych zdjęć nie daje się jednoznacznie wywnioskować, jakie one były naprawdę.
Cudactwo cudaczne przecudaczkowate.
Bardzo użyteczna rzecz.
Aż sobie pomyślałem jakby fajnie wyglądał z takimi znakami rozpoznawczymi np F-15 obwieszony bombkami ... (what-if)
OdpowiedzUsuńShidley