wtorek, 26 kwietnia 2022

Jan Ziębicki

 Od Roberta. Dziękuję. 

Jan Ziębicki podobnie jak jego przodkowie miał ciągłe problemy finansowe. Małe księstwo ziębickie nie generowało dochodów, które potrafiłyby zaspokoić ambicje i potrzeby Piasta. W czasie Wielkiej wojny 1409-1411 walczył na krzyżackim żołdzie przeciw Polakom. W 1428 nie widząc możliwości obrony przez atakiem, zawarł z Husytami układ. Zaraz potem jednak go złamał co skończyło się dla niego tragicznie.

Niezwykle porywająco opisał to Andrzej Sapkowski w swojej trylogii husyckiej:

Wyrwawszy się z bitewnego skrzętu, Jan Ziębicki uciekał w panice, w galopie wyduszając z chrapiącego konia ostatki sił.

Kierował się na północ, w stronę dopalającego się Schwedeldorfu. Dokładnie nie wiedział, dokąd się kieruje, było mu zresztą wszystko jedno. Ogłupiały ze strachu uciekał tam, gdzie inni. Byle dalej od rzezi.

Dopędził kilku rycerzy na ledwie idących, białych od piany koniach.

- Risin? Borschnitz? Kurzbach?

- Mości książę!

- W konie, szybciej! Uchodzimy!

- Tam … - wysapał Hyncze Borschnitz, wskazując kierunek. - Za rzeczkę …

- W konie!

Pomysł z rzeczką okazał się głupi. Najgorszy z możliwych. Nie dość, że na tle płonących chałup Schwedeldorfu widać ich było jak na dłoni, to brzegi strugi okazały się nigdy nie zamarzającym oparzeliskiem. Gdy podkowy skruszyły cienką warstewkę lodu na powierzchni, ciężkie rycerskie konie zapadły się i ugrzęzły. Niektóre po brzuchy.

Nim groza położenia w pełni do nich dotarła, mieli pościg na karku, dookoła zaroiło się od husyckich konnych w saladach i kapalinach. Risin zawył, skłuty włóczniami. Kurznach zaszlochał, skurczył się w kulbace, wziął buławą po głowie, zwalił się z konia. Borschnitz zaryczał, jął siec wokół siebie mieczem, pozostali wzięli z niego przykład. Jan Ziębicki miecz zgubił w ucieczce, na widok otaczających go husytów chwycił wiszący u siodła topór, machnął nim, wykrzykując bluźnierstwa, w panice machnął tak niezręcznie, że krzywe stylisko wyśliznęło mu się z palców, a topór poleciał w cholerę. Husyci obskoczyli go ze wszystkich stron. Dostał w plecy, potem w głowę, pod hełmem ogłuszająco zahuczało, zsunął się z siodła, spadł. Spróbował się podnieść, dostał jeszcze raz, w bok, obuch wgniótł zbroję, wgnieciona zbroja złamała żebra, książę zakrztusił się, tracąc dech, znów dostał, upadł na wznak, zobaczył, jak na pokruszony wokół lód strumieniami sika krew. (…)

Tak oto zginął i takiego doczekał się epitafium Jan, książę na Ziębicach, Piast z Piastów (…). Zginął dwudziestego siódmego grudnia roku 1428 (…). Zginał w bitwie stoczonej pod wioszczyną o nazwie Stary Wielisław, milę jakąś na zachód od Kłodzka. Jak chcą jedni latopisowie, zginął jak jego prapra- i coś tam dziad, Henryk Pobożny: pro defensione christiane fidei et sue gentis. Inni mówią, że zginął przez własną głupotę. Tak czy inaczej, zginął. Umarł.

A męska linia Piastów ziębickich umarła wraz z nim.

Osobie ostatniego Piasta na Ziębicach dodałem jako przybocznego rycerza Henryka Stoscha. Czy towarzyszył on księciu w feralnej bitwie, nie wiadomo. Był osobą z bliskiego otoczenia co potwierdza pieczęć umieszczona przy dokumencie wystawionym przez Jana 14 października 1424 roku.








2 komentarze: