Takiego tłuściocha to ja dawno nie miałam w łapach...
I inbox też będzie tłusty.
Zaczyna się od mega wielkiego i grubego pudła. Ponad 40 cm długie, 20 wysokie. Bambaryła...
Instrukcja. Typowo Flyhawkowa, na wstęgach papieru, kolorowa.
Malowanie z grudnia 1941, tuż sprzed zatopienia.
I samolocik:
Części kadłuba. Model oczywiście z dnem, ale bardzo ładnie podzielony na linii wodnej.
Pokład. Sam w sobie ładny, można by się obejść bez drewnianego.
I ramki z częściami. Jest tego mnóstwo.
Dźwigi do samolotu nawet na wyprasce wyglądają bardzo dobrze. Na upartego mozna by ich nie wymieniac na blaszkowe.
To samo z okapotowaniem kominów. Delikatne, cieniutkie, śliczne.
Maszty. Naprawdę w porządku.
Walrusa mozna zrobić ze skrzydłami złożonymi albo rozłożonymi.
Elementy nadbudówek - forma suwakowa. Mają wnętrze...
Kalkomania. Bandera plus oznaczenia dla Walrusa.
I teraz elementy z wersji deluxe. Na początek metalowe lufy i żywiczne wentylatory. Nie wyciagałam tego z woreczków, bałam się, że pogubię...
Instrukcja montowania wentylatorów:
Maski do drewnianych elementów. Przydatne tylko dla malujących aerografem. Czyli nie dla mnie.
Drewniany pokład. Ach jaki śliczny.
I blaszki. Trzy. Trochę mi się ich mało wydaje... nie wiem. Może niepotrzebnie marudzę.
Plus tekturka z powtórzonym rysunkiem z pudełka.
Absolutnie przepiękny model.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz