Mocno, mocno vintage.
Firma dawno już nie istnieje. Jej strona internetowa niby żyje, ale wyświetlają się tam jakieś cudactwa (wyjątkowo nie pornografia). Coś jeszcze czasem można dostać na ebayu, albo na (też dogorywającej) stronie Art Girony.
Pudełko owinięte w obwolutę ze wzorem malowania i króciutką historią formacji:
Części. Oj stare to, stare... Żywica w porządku, nie kruszy się, ale rzeźba... inna epoka zupełnie!
Dłonie bułowate, lepione starą techniką wyciskania palców ostrzem nożyka ;) Ani śladu paznokci.
Co ciekawe, chłopak trzyma szablę w prawej ręce - bez sensu zupełnie. Po grzyba odpiął ją od rapci? Bo historii o mańkucie nie kupuję. To wynalazek mniej więcej współczesny, w XVII wieku takie fanaberie nie działały.
Lewa ręka z szyszakiem.
Twarz. Smutna buła. Ale i tak PiliPili rzeźbiło dużo lepsze twarze, niż inne firmy w tamtej epoce.
No i tyle ludzika. Cała rzeźba płaska, bez tak ulubionych dziś fałdek, kolczuga wyciskana końcówką igły... tak się wtedy rzeźbiło.
Miła wycieczka w przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz