Nie zgadzam się na zmiękczanie obrazu szatana poprzez robienie z niego dobrodusznego "Lampki" czy "diabełka" - w sumie fajnego gościa, co to pechowo postawił się silniejszemu od siebie, zarobił plaskacza w dziób i poleciał z nieba.
Szatana nie wolno lekceważyć. Nie wolno udawać, że go nie ma albo że jest niegroźnym, milusim "aniołkiem-w-stanie-spoczynku". Ale nie jest on też po manichejsku równorzędną "ciemną twarzą" Boga.
Bohaterem tej scenki w sumie nie jest Lucyfer... Jest nim Ten, który zwyciężył Lucyfera. Bóg Stwórca. Światło. Ale jak modelarz może pokazać Boga...?
Nie jestem teologiem, więc już więcej nie będę się wymundrzać. Jestem malarzem i opowiadaczem historii, więc skomponowałam taką właśnie winietkę.
W stanie surowym wyglądała tak:
Jako materiał wyjściowy do Lucyfera posłuzył mi anioł Leogante z Andrei. Wymieniłam mu głowę na szkaradny, wykrzywiony pysk (z Rackhama), nieco zmieniłam układ rąk, połamałam skrzydło. Lucyfer leży na plecach, wyprężony w spazmie nienawiści. Miecz: tu także jako swego rodzaju antycypacja Krzyża.
Odwrócenie się od Boga było szkodą po najpierw dla samegfo Lucyfera, to on najwięcej na tym stracił. Odwracając się od Boga poniósł klęskę. Upadek, właśnie to słowo jest najlepsze.
Zresztą niech każdy sam czyta symbole i dopowiada sobie szczegóły tej historii.
Skala 54 mm.
Świetne zagranie światłem i cieniem. Mrok miesza się ze światłością. Idealne :)
OdpowiedzUsuńTeraz pora na narodziny Zbawiciela, czyli na szopkę bożonarodzeniową...
OdpowiedzUsuńAndrzej K.