To jedna z tych figurek, które ma się ochotę malować po kilka razy.
Takie niby nic, pilocik w kurtce i czapeczce. Za to gębusię ma prześwietną. Więc go z radością zmalowałam po raz drugi, tym razem dla kumpla.
Co w tej figurce lubię? Jej spokojną, zamyśloną monochromatyczność, nostalgiczne powietrze wokół niej, unoszącą się w niebo smużkę dymu z fajki. Moment-in-time.
A tu poniżej macie, dla pośmiechu, obrazek, jak wyglądała moja brudna paleta po wycieniowaniu kurtki. Zaręczam, że wszystkie te odcienie na kurtce są.
I galeria:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz