Rycerz Trójcy Świętej
skala 54 mm
Parę
miesięcy temu mój dobry kolega Robert ot tak jakoś, mimochodem niby, podsunął
mi pod łokieć XIII-wieczną rycinę Williama Peraldusa,
pochodzącą z dziełka „Summa Vitiorum”. Rycina sama w sobie ciekawa, ale
najbardziej zafascynowała mnie tarcza rycerza. Pomyślałam: trzeba zrobić taką
figurkę…
Znalazłam
w magazynku jakieś „rycerskie” części, poprzerabiałam, co trzeba, dobrałam
odpowiedniego konia. Najważniejszy był charakterystyczny w kształcie hełm, trójkątna
tarcza i konik pozbawiony kropierza. O otoczeniu mojego Militis Christi –
wyłaniającym się z chmur aniele, o siedmiu grzechach głównych, o siedmiu darach
Ducha Św. pomagających rycerzowi w walce z grzechami – o tym wszystkim na razie
nie myślałam. Skupiłam się na początek na rozszyfrowaniu symboliki rysunku na
tarczy.
Sama
tarcza to tzw. Scutum Fidei, Tarcza Wiary. Źródłem jest fragment Listu św.
Pawła do Efezjan: „Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień
zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie
więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym
jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o
pokoju, w każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie
zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm
zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże” (Ef 6, 13-17).
Sam
rysunek przedstawia w formie graficznej relacje między trzema Osobami Trójcy
Św.: Bogiem Ojcem, Synem Bożym i Duchem Świętym. W centrum znajduje się koło z
napisem DEVS (w skróconym, typowym dla średniowiecza zapisie). W prawym górnym
(heraldycznie) rogu tarczy mamy PATER (Ojciec), w lewym górnym FILIVS (Syn), w
dolnym SPIRITVS SANCTVS (Duch Święty). Poszczególne Osoby są tożsame co do
natury (symbolizują to napisy EST, łączące koła na obwodzie z kołem w centrum),
ale są całkowicie oddzielnymi bytami (napisy NON EST, łączące koła na obwodzie
między sobą).
Analizując
rycinę dalej wychwyciłam kolejne smakowite asocjacje. Na końskim czapraku mamy
wykonany łacińską minuskułą napis „humilitas” (pokora), wokół rycerza w różnych
miejscach czytamy: „claritas” (czystość), „bona voluntas” (dobra wola), „spes
futuri gaudiae” (nadzieja przyszłej chwały), „verbum Dei” (słowo Boże), i inne.
Część z nich postanowiłam umieścić na końskim rzędzie i na hełmie rycerza. Nie
mogłam wykorzystać wszystkich; nie wyobrażam sobie rysowania napisów na
końskich kopytach, musiałam również zrezygnować z opisywania włóczni; niektóre
napisy zamieniłam miejscami w stosunku do ryciny (np. bona voluntas znalazła
się po prawej, niewidocznej na rysunku, stronie czapraka). Z ryciny nie wynika,
co znajdowało się na tunice rycerza – może byłaby to „iustitia”
(sprawiedliwość)? Postanowiłam nie stawiać hipotez, zostawiłam tunikę białą.
I
rycerza, i konia malowałam posiłkując się kolorystyką ryciny – a więc koń to
dość ciemny jabłkowity siwek, rząd, samo siodło i uprząż w różnych odcieniach
bieli, podobnie biała tunika rycerza. Złocony hełm i rękojeść miecza, białe
drzewce włóczni, pod grotem czerwony proporczyk z białym krzyżem.
Mniej
więcej na etapie wykańczania detali zaczęłam się zastanawiać nad podstawką.
Anioła w chmurach na razie omijałam wzrokiem, nie mając pojęcia, jak by się z
czymś takim można zmierzyć; nie miałam ani koncepcji na samą figurkę, ani, tym
bardziej, na umocowanie jej na dioramce. Przyjrzałam się za to ohydnym,
nietoperzasto-skórzastym demonom, przeciwnikom Militis Christi. siedem grzechów
głównych, jak nic!
Jak
zrobić grzechy? skąd wziąć figurki?
Jedną
z moich sympatii w skali „bitewniakowej”, czyli 28-32 mm , są figurki do gry
Konfrontacja, produkcji Rackhama. Szalone, zwariowane wzornictwo, obłędne
bogactwo szczegółów, do cna zwichrowane poczucie humoru rzeźbiarzy i malarzy –
doskonale. Przekopałam moje pudło magazynowe z Konfrontacją i wybrałam
kandydatów na grzechy. Przejrzałam jeszcze pudełka z innymi bitewniakowymi
figurkami, wybrałam, potem dokonałam ostatecznej selekcji…
A
oto grzechy po kolei, w mojej interpretacji:
Pycha:
złośliwie chichoczący nietoperzowaty stwór, kusi rycerza królewską koroną i
tytułem Regis Mundi, Króla Świata.
Chciwość:
tak obładowana zdobyczami i łupami, że aż z nosem przygiętym do ziemi.
Nieczystość:
lubieżna ruda kocica tuląca się do rycerskiego strzemienia.
Zazdrość:
zzieleniały z zazdrości kaleka z amputowaną nogą, wsparty o kuli.
Gniew:
wymachujący dwoma wielkimi mieczami, aż siny z wściekłej złości.
Lenistwo:
takie niby nic… znudzony, skrzydlaty, złośliwie uśmiechnięty diabełek, nie robiący
niczego konkretnego.
Obżarstwo
i opilstwo: tłuściutki, prosiaczkowaty różowy brzuchacz z butelczyną w rączce.
Nadszedł
czas komponowania podstawki. Rycina nie daje żadnych wskazówek oprócz jakiegoś
falistego, zielonego mazaja pod końskimi kopytami. Z kilku kawałków połamanej
gałęzi akacjowca skleiłam odpowiedni „teren”, miejsca łączenia zasłoniłam
różnymi masami modelarskimi Vallejo. Mniej więcej w tym momencie zdałam sobie
sprawę, że nie uda mi się „ominąć” anioła; z tyłu podstawki zainstalowałam
wysoki „pień”, który miał mi posłużyć jako podpórka. Robienia chmury absolutnie
nie przewidywałam. Chmura z waty jakoś do mnie nie przemawia, a inny pomysł mi
do głowy nie przyszedł.
Na
rycinie anioł jest całkiem spory, mniej więcej wzrostu rycerza, więc figurki do
bitewniaków nie wchodziły w rachubę. Wybrałam po namyśle biegnącego, dość
klasycznego skrzydlacza z Andrei, z serii Warlord Saga, o nazwie Leogante Wings
of Redemption. Pomyślałam, że po położeniu go na brzuszku całkiem nieźle będzie
imitował wylatującego z chmur anioła. Przekręciłam mu jeszcze tylko głowę w
prawo, żeby patrzył na rycerza, do lewej ręki dałam – zgodnie z ryciną – koronę
(u mnie jest to bardziej diadem), przez ramię przewiesiłam wstęgę z napisem „Non
coronabitur nisi qui legitime certaverit” – „Nie ma zwycięstwa bez uczciwej
walki”. Odszyfrowanie tego tekstu sprawiło mi niejaki kłopot; w trudnoczytelnej
średniowiecznej minuskule zapisano to mniej więcej tak: Ho coronabr nifi q
legitim cevit. Jest to odwołanie do rycerskiego etosu, mające swe źródło z
kolei w wersie z 2 Listu św. Pawła do Tymoteusza: „Otrzymuje wieniec [ten]
tylko, kto walczył przepisowo” (2 Tm 2, 5). Anioła umocowałam do pieńka na drut
wwiercony w stopę, jedno skrzydło oparłam o grot włóczni. Całość, ku mojemu
zdumieniu, jest stabilna…
Samą
podstawkę postanowiłam utrzymać w takiej lekko nierealnej, zimnej, jakby
fosforyzującej kolorystyce, troszeńkę niesamowitej. Grzechy pomalowałam bardzo
jaskrawo: wszak zło z definicji jest krzykliwe i agresywne. Na koniec wszystko
przykurzyłam suchymi pigmentami i zamocowałam na postumenciku.
Z
przedstawiania cnót czy też darów Ducha Św. zrezygnowałam. Siedem białych
gołąbków na dioramce wprowadziłoby niepotrzebny tłok. Musiałam też odstąpić od
montowania wstęg z napisami, które anioł trzyma w prawej dłoni: mojemu aniołowi
zostawiłam w ręce, jak to określił Robert, „megamiecz”, taki mocno fantasy, ale
ładny. Żałuję tylko, że nie bardzo mam gdzie umieścić napis znad ryciny:
„Militia est vita homini super terram”, „Bojowaniem jest całe życie człowieka
na ziemi”.
I
tak oto z zaciekawienia nietypową tarczą zrobiła się cała teologicznie głęboka
scenka… Praca nad nią wymagała głównie ślęczenia nad ryciną, odcyfrowywania
niewyraźnych średniowiecznych minuskuł, wyszukiwania odniesień do tekstów Pisma
Św. Coś innego niż zazwyczaj, ale kto wie, czy przez to nie ciekawszego…
Specjalne
podziękowania kieruję tym razem do Roberta – za podsunięcie mi ryciny, i dla
nieocenionej eRe, dzielnie dopingującej i pomagającej w kwerendach.
Pełny szacunek dla autora, całość i każdy element z osobna naprawdę robią wrażenie
OdpowiedzUsuń