Z szeroko pojętej okazji 100-lecia odzyskania niepodległości.
Józef Dowbór-Muśnicki
Figurka, której czekaliśmy jak kania dżdżu, ja i mój przyjaciel Bogdan. Bo on chce ją mieć, a ja chcę ją mu pomalować. No i mamy nareszcie.
W klasycznym, małym pudełku dostajemy karteczkę z biografią bohatera i z historią Wojsk Wielkopolskich. Po angielsku. OK, już mi się nawet nie chce protestować.
Wedle tego mniej więcej obrazka Maciek Pawlica wyrzeźbił Dowbora. Bardzo mniej więcej.
Na obrazku albowiem Dowbor ma przyzwoitego konia, na którym siedzi jak przyzwoity kawalerzysta. Tymczasem figurka...
Zacznijmy od konia. Koń typu nasza szkapa, chabeta z remontów wojskowych, zmarnowana, zmęczona i stara. Żaden szanujący się oficer by czegoś takiego nie dosiadł, chyba że za karę. Łeb zwieszony, uszy apatyczne, ogon w pozycji obolało-hemoroidalnej. Sam kadłub akceptowalny, choć też raczej zimnokrwisty pociągowy, niż pod siodło.
Ludzik. Nieskomplikowany, bo z osprzętu posiada jedynie szablę. Ciało z nogami, rączki i główka.
Rzecz absolutnie rozpaczliwa, jak chodzi o kawalerzystę, ponoć nie do zmiany na etapie rzeźbienia z uwagi na trudności technologii odlewu. Nogi w strzemionach.
Same stopy ustawione dobrze, piętą w dół, z palcami odwiedzionymi na zewnątrz. Strzemię natomiast jak u dzieciaka, który pierwszy raz wlazł na konia i w ogóle jeszcze nie wie, którą stroną to jeździ ani jak się tego trzymać, żeby nie zlecieć. Nie da się, naprawdę się nie da, jechać konno ze strzemieniem zsuniętym aż tak blisko pięty. Strzemię nie trzyma wtedy stopy i z reguły zsuwa się, telepie się luźno uderzając konia w bok i niebotycznie go wkurzając. Stopa musi się o strzemię opierać na wysokości co najwyżej podbicia nie z powodu jakichś durnych regulaminów, czy żeby ładnie wyglądała, a dlatego, że jest to jedyny funkcjonalny układ.
I tak, wiem, że o strzemionach w figurkach Toro pisałam już X razy. I pewnie kolejne X będę pisać, bo ta bariera technologiczna. A ktoś, kto nie jeździł konno, i tak nie wie, o co ja się teraz tak wdiablam.
Prawa dłoń z końcówką wodzów. Też źle. Wodze to nie sznurek, który się trzyma za koniec. Wodze służą do powodowania koniem, i łapie się je "na krótko", tak by do uruchomienia wędzidła wystarczył ruch nadgarstka. Siedząc na koniu nie macha się rękami jak wiatrak, wodze nie wiszą luźno, bo się wtedy nie ma kontroli nad wierzchowcem. Więc tę końcóweczkę też trzeba będzie uciąć i zrobić z papierka czy blaszki, znacznie dłuższą.
Główka. Ładna i nawet podobna. Nie czepiamy się.
I kolejny horror - terror - marmelada: figurka siedzi w siodle jak, nie przymierzając, Emil Karewicz grający Jagiełłę w "Krzyżakach" Forda. Ponieważ nie był w stanie zapanować nad koniem, a musiał gadać i machać rękami, więc posadzono go na drewnianym koźle i filmowano wyłącznie z dołu, tak żeby nie było widać "siedziska". A w scenach na prawdziwym koniu, filmowanych z daleka, zastępował go kaskader. Ten tu nieszczęśnik też - że sparafrazuję wypowiedź krawca z filmu o Szopenie, z Piotrem Adamczykiem w roli głównej: "to siodło to nie na pańska dupa uszyte, panie Szopen..."
Musiałam, żeby to jakoś akceptowalnie wyglądało, bardzo głęboko podciąć pośladki i uda Dowbora, i jeszcze wyprofilować samo siodło. A kolana i tak nadal odstają od tybinek, do czego porządny kawalerzysta w życiu by nie dopuścił - bo gdyby dopuścił, to by z tego siodła spadł. Kolana podczas jazdy konnej nie służą do odstawania, tylko do trzymania się konia, naprawdę. Strzemiona jedynie stabilizują całość, ale główny wysiłek idzie właśnie z mięśni ud i z kolan (pomijam dosiad dżokejski, bo to zupełnie inna historia). No ale dobra, zrobiłam co mogłam.
Wymieniłam też, jak widać, koniowy łeb, koniowe uszy i koniowy ogon. Całość oczywiście musi zostać doszlifowana itd., ale teraz moim zdaniem koń wygląda na konia a nie na kozioł Karewicza.
Celnie
OdpowiedzUsuń