Śliczności prześliczne.
O istnieniu tego modelu dowiedziałam się jakoś w czerwcu 2020 - wtedy jeszcze był w zapowiedziach. Nie ukrywam: pilnie śledziłam ebaya, żeby nie przeoczyć, kiedy się pojawi. Gdy się pojawił, natychmiast kupiłam. Wczoraj odebrałam go z poczty. Ach jej.
W ofercie są dwie wersje Victory - waterline i full hull; nieznacznie (o ok. 5 USD) różnią się ceną. Ja oczywiście wybrałam waterline. Od lat chodzi za mną pomysł, by zbudować dioramę wedle obrazu Turnera - "Ostatni rejs Temeraire'a" - a HMS Temeraire był bliźniakiem Victory.
Instrukcja. Kilka kredowych, dwustronnie zadrukowanych, kolorowych kartek.
Cały model bardzo starannie zapakowany w warstwy gąbki:
Kadłub. Bardzo ładny detal.
Ale...
Wszystkie ambrazury dostajemy w pozycji otwartej, działa gotowe do strzału. Na szczęście można poucinać lufy i zamknąć furty działowe.
Kosz dziobowy wypełniony żywicą - czy to nadlewka, czy świadome rozwiązanie projektu - nie wiem. Wypadałoby usunąć błonkę i zastąpić ją gretingiem. No zobaczymy.
Galeria rufowa i kosz dziobowy bardzo ładne, choć nieco brakuje mi imitacji ramek w oknach (charakterystyczna gęsta kratka). OK, rozumiem, w skali mogło to się okazać nie do odtworzenia.
Deskownie pokładów z podziałem poprzecznym. Dobrze.
No i właśnie, no i ta śliczna rufa:
To coś to wydrukowane na drukarce 3D 4 armaty wraz z lawetami, do ustawienia na górnym pokładzie.
Podłużny pasek żółtawego, niezbyt miękkiego papieru z wydrukowanymi żaglami. Druk jednostronny i w ogóle jakieś dziwne te bryty. Bez entuzjazmu, jak o mnie chodzi. Gdybym planowała okręt pod żaglami, pewnie wyrysowałabym sobie nowe. Ale że u Turnera Temeraire żagli nie ma, to nie ma i tematu.
Zestaw twardych, mosiężnych drutów na maszty i reje.
Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Bo o ile maszty, od kolumn aż do steng, spokojnie można zrobić z załączonych pręcików (oczywiście owinąwszy je tam gdzie trzeba imitacją wzmacniających lin), to reje raczej trzeba będzie kupić toczone, powiedzmy z naszego Mastera. Reje są, jak wiadomo, zwężane ku obu końcom, zrobione z prostych patyków wyglądają źle. Tym bardziej, że planuję je zrobić nagie, nie zakryte ożaglowaniem. OK, się dokupi.
Blaszki, czyli to, co robi okręt (nawet żaglowy). 4 spore arkusiki. Pięknie. Zachwyciłam się i trwam w zachwycie. Uwielbiam robotę z blaszkami.
Na blaszkach dostajemy m.in. część stałego olinowania, jak np. sztagi (plus oczywiście drabinki wantowe, ale to co innego). Nie wiem. Umiarowanie do mnie ten pomysł przemawia. Pewnie w moim modelu wymienię je na "prawdziwe" nitki.
Cały model jest przepiękny. Filigranowy, delikatny, bardzo turnerowski w klimacie. Strasznie się cieszę, że go mam.
Coś czuje że powstanie kolejna perła, tyle, że nie czarna, tym razem :-)
OdpowiedzUsuń