The One Who Knows, jak napisano w legendzie.
Ja bardzo lubię rzeźby Ignisa. Niby gołe baby, znaczy panie jakieś takie niedoubrane, a przecież wyglądają bardzo niewinnie w tym swoim niedoubraniu. Poza tym są genialne jakościowo, bardzo delikatne i czułe, świetnie się malują. Czego chcieć więcej?
I oto kolejna. Wiedźma. Wersja piękna i młoda.
Wielkie, twarde pudło. Jak zwykle. W środku masa gąbki i starannie zapakowane części figurki.
Kartonik z opisem i certyfikatem:
Bonusik, czyli dwie naklejki.
Tym razem kompletnie nie przemawia do mnie autorska wizja z boxarta. Jakaś taka discopolowo plastikowa, sztucznie wykreowana na tajemniczość i groźność. Dodatkowo, na boxarcie mamy twarz nastolatki (albo najwyżej dwudziestki), a rzeźba to już pani po trzydziestce. I zwróćcie uwagę na zgorzknienie w rysach, zwłaszcza w układzie ust. Jak na nią patrzyłam, pomyślałam: "wypalenie zawodowe"...
Strasznie za to podoba mi się narzutka. Taka babciowa - tak przynajmniej wygląda. Na boxarcie jest bardzo fajnie pomalowana - czarnofioletowa w wielkie, też fioletowe i czarnozielone kwiatowe wzory, tkanina typu obiciowego. Moja babcia miała parę podobnych ;)
Dziwny-ciekawy stanik, zakrywający biust od góry i kończący się golfem wysoko pod szyją. Brzuch goły. Nie wiem, mam ochotę ubrać moją wiedźmę w jakąś obcisłą bluzkę w całości zakrywającą tors.
Myślę.
Detale. No ładniutkie, nie powiem.
Miotła bardziej jak duży pędzelek. Można uciąć pędzel i zrobić z gałązek, ale nie wiem, czy warto. To mimo wszystko jest niebrzydkie.
Wąż oplatający trzonek miotły.
Koszyczek, a w koszyczku... liście paproci, muchomorki i ptasia czaszka. Między innymi.
I dodatek do figurki, czyli butelusia ze szczyptą jadowicie zielonego porostu. Pomyślę nad wykorzystaniem.
Oczywiście natychmiast ją poskładałam. Grzecznie na postumenciku, nie kombinując za bardzo.
Już się cieszę na malowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz