wtorek, 27 października 2020

Step by step - statek z Uluburun, odc. 2 - skala 1/700

 Odc. 1 był 20. października. Dziś ciąg dalszy. 

Otóż. 

1. Z kawałka forniru położyłam pokład. Właściwie z trzech kawałków, bo stateczek prawdopodobnie miał fordek i spardek. Niech ma, co mu będę żałować. 


2. zrobiłam burty z paseczków papieru:


3. i odbojnice z sześciennych evergreenowych pręcików:


4. równolegle znęcam się nad podstawką. Trzy odcienie washa nakładane grubym pędzlem, mniej więcej tak, żeby najciemniejszy znalazł się najniżej. Ale i tak woda zmieni odcień całości:



5. gdy wyschło przetarłam "głazy" rzadką ochrowożółtą farbą. I namalowałam potworom czerwone oczy. 



6. kilka kępek dennej roślinności...


7. ...i stateczek umocowany na przezroczystym kawałku jakiejś ramki od starego modelu. 



8. Doposażamy maleństwo. Wedle rysunków. 




9. wiosła sterowe, knagi, kolumna masztu. Maszt jest prawdopodobnie za wysoki, dotnę go później. Albo i nie. 




10. pomalować to wszystko...



11. ...i bierzemy się za zalewanie żywicą. Najpierw "forma" z plastikowej okładki. Uwaga: forma musi być bardzo szczelna i jeszcze bardziej szczelnie przyklejona do podstawy, inaczej żywica wycieknie. 


12. Testowałam już na swoich dioramach kilka różnych rodzajów żywic dwuskładnikowych. Dla moich potrzeb wystarczy, aby były przezroczyste (krystaliczne, tak z reguły są opisywane w ofertach), w miarę szybko zastygały (średnia to 30-40 minut) i nie zmieniały objętości. Nie zwracam uwagi na parametry wytrzymałościowe ani na zgodności z ISO czy czym tam. 

Zasada jest wszędzie podobna: bierze się 2 części z większej butelki i 1 część z mniejszej, i starannie miesza. Można dobarwić roztwór kilkoma kroplami zwykłego tuszu - uwaga: naprawdę kilkoma, nie kilkunastoma (chyba że chcemy osiągnąć efekt nieprzezroczystego błotka, to wtedy tak, trzeba dać więcej barwnika). Tutaj, do tej objętości roztworu (ok. 150 ml) dałam 3 krople turkusowego tuszu. 

Mniejsza butla to utwardzacz. Lepiej dać go nieco za dużo niż za mało. Dobrze przeprowadzać prace przy mieszaniu i wylewaniu żywicy w rękawiczkach - oba składniki, zarówno osobno, jak i razem, są bardzo lepkie i niemal niczym nie dają się zmyć. Kubki i mieszadełka najlepiej jednorazowe, domyć się tego nie da. Wyrzucać owinięte w dość grubą warstwę ręcznika papierowego, bo zapaskudzi worek na śmieci i całą okolicę. 


13. No i wylałam...
Z uwagi na dynamikę scenki woda dochodzi aż do przechylonego nadburcia. 
Żywica wysycha ok. 45 minut. Jest to proces chemiczny, znaczy reakcja jakaś zachodzi, i wydziela się przy tym ciepło. Można to fajnie zaobserwować - stojący na stole kubeczek z resztą żywicy po ok. 20 minutach staje się lekko ciepły w dotyku: znaczy to, że żywica zaczyna "żelować" (wiązać). Pod koniec zastygania (twardnienia) kubek ma temperaturę ok. 60-65 stopni. Nie śmierdzi, nie dymi, wizualnie nic się nie zmienia. 

Tak w sumie, to po wylaniu najlepiej wstawić całość do szafki na 12 godzin i dać spokój. Tylko upewnić się, czy nic nie przecieka. Bo jak przecieka, to na bank wycieknie i zaleje półkę i okolice, a zdrapać się tego za bardzo nie daje (wiem, przekonałam się kiedyś dawno). 




14. Wyschło. Rozbroiłam odlew - ściągnęłam formę i odcięłam nadmiar "dna". 

Ponoć da się tę żywicę obrobić papierem ściernym i wypolerować. Ja nigdy tego nie robiłam, nie potrzebowałam aż tak idealnego kształtu ani faktury. Zresztą na powierzchni i tak dojdą "fale". 





15. O no właśnie. Nakładamy fale. 

I zostawiamy do wyschnięcia. 


CDN.

1 komentarz:

  1. Ależ to maleńkie ! Ależ to piękne ! Jestem pod wrażeniem !

    OdpowiedzUsuń