Kolejna Wielka Rzecz w moim warsztacie.
Rozmiarowo i stopniem skomplikowania jest absolutnie kosmiczny. Dość powiedzieć, że liniowe wymiary - długość, szerokość - ma niemal dokładnie 2x większe niż taki VOC Duyfken, też holenderski, też wydany przez Seahorse. 59 cm długości vs 31. Czy ja go kiedykolwiek zbuduję? Nie wiem. Ale mam.
Składa się toto z mnóstwa niezszytych arkuszy, zapakowanych w folię.
Na początek opisy i rysunki:
Części. Już po szkielecie widać, jakie to wielkie bydlę.
Zaczyna się robić kolorowo:
Śliczne, delikatnie waloryzowane pokłady:
Rufę to ma przebogato zdobioną:
To są 3 warianty rufy, o różnym stopniu skomplikowania. Lwy można pogrubić, jak komuś się chce. Można też użyć gotowych, zestawowych rzeźb - o rzeźbach za chwilę.
Tralki balustrad. Do wycięcia z papieru. Już ich nie lubię.
Pomyślimy, co zrobić.
Bandera wielkości koca. Naprawdę.
Żagle. Są tak wielkie, że narysowane oszczędnościowo, jeden na drugim.
Schematy olinowania jak zwykle mega dokładne.
I teraz przydasie. Płat płótna z żaglami, wielkości małżeńskiego prześcieradła:
Lasery. Zapakowane w kilka paczek.
Laserowe gretingi i lawety armat:
Elementy marsów na preszpanie. Miłe.
Ażurki, słodkie ażurki. W tym balustradki.
Coś absolutnie przepięknego. To oczywiście rufa, na tym elemencie wspierają się latarnie. Ach.
Patyczki na maszty i żywiczne bloczki.
I rzeźby. No właśnie. Śliczne.
Nie wszystko jest w żywicy, nie ma np. kariatyd. Pomyślę, co z nimi zrobić.
Piękne to. Tak piękne, że strach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz