A sam modelik? Cóż. Prościuteńki drewniano-sklejkowy szybowczyk z lat 40-tych. Zaczęłam go dobre kilkanaście miesięcy temu i cisnęłam w kąt szuflady uświadomiwszy sobie, że nie poszaleję z malowaniem, bo to sklejka i płótno były. I dopiero teraz niedawno, już po śmierci Złej Kocicy Bućki, dotarło do mnie, że hej, przecież mogę się pobawić w dowolne malowanie fantasy.
No i się pobawiłam.
Do kompletu jeszcze obróciłam zestawowe szachownice o 45 stopni, żeby było inaczej. I dopiero znajomi mnie uświadomili, że wyszły "czołgowe". No fakt.
Luftmysza rzecz jasna malowana z ręki. I na tyle mi się to fantazjowanie spodobało, że w przygotowaniu mam kolejne "normalne" modele, które zamierzam tak potraktować.
Kovozavody Prostejov, 1/72, makak Germania Figuren, 1/87. Podstawka z wycyckanego przez morze driftwooda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz