środa, 6 stycznia 2021

Sansa Stark

 W wersji "Queen of the North".

No więc tak: filmu nie oglądałam. Książkę czytałam, ale w książce wątku Królowej Północy jeszcze nie ma (a może i nigdy nie będzie, Martin od lat odgraża się, że pisząc ciąg dalszy pójdzie zupełnie innym tropem, niż twórcy filmu). Do samej Sansy nie mam nic, ani mnie ona ziębi, ani grzeje. Na popiersie się skusiłam, bo rzeźbiarsko ma ono trudną, nieoczywistą, niechętnie poddającą się reinterpretacji twarz - a ja lubię wyzwania. 

W naszym popiersiowym malarskim światku jest tak, że kanony malowania twarzy od lat narzucają (narzucali?) Hiszpanie. Również hiszpańskie są najczęściej używane przez figurkowców farby (Andrea, Vallejo, Ammo MiG, Scale75... coś pominęłam?). Efekt? - paleta kolorów cielistych jest w tych produktach brązowawo-żółtawa, południowa. O ile kojarzę, do tej pory nie pojawiły się dobre (realistyczne) zestawy "cieliste północne", znaczy się chłodne, szarawo-niebieskie, bez dodatku żółcieni. Nocturna wypuściła kilka farb typu Cold Flesh i chyba jakiś zestaw Malefic Flesh, ale to nadal są pojedyncze kolory, i nie wszystkie się nadają na skórę ludzi z Północy. 

Polska ma tę ciekawą właściwość, że w jej południowej części (mniej więcej od Poznania w dół) światło jest szarożółte, ciepłe, zaś na północ od Poznania - zimne, szaroniebieskie. Ja, mieszkając w Gdańsku, doświadczam niemal wyłącznie owego północnego, błękitnawego, brudnego chłodu. Pamiętam, jak będąc swego czasu w Grecji, we Włoszech, w Ziemi Świętej czy choćby na Krymie - jak we wszystkich tych miejscach łaziłam i z wybałuszonymi oczami przyglądałam się ludziom, których znałam z Polski: oni wszyscy mieli tam głęboko rzeźbione, lekko jakby opalone, ładne twarze - nawet ci, którzy u nas wyglądali na płaskogęby, brzydki egzemplarz rasy kromanionoidalnej w dowolnym z jej podtypów. Właśnie takie rzeczy robi z ludźmi ciepłe, południowe światło. 

Wracając do popiersia Sansy: malowanie tej akurat twarzy za pomocą odcieni hiszpańskich (i jeszcze posiłkując się hiszpańskojęzycznymi poradnikami malarskimi!) to moim zdaniem okropny, bezmyślny błąd. Tu moim zdaniem nie ma miejsca na brązy, tu mogą się znaleźć jedynie chłodne, szarawe jasne różowości. I w tym też poszłam kierunku. 

Druga rzecz: rzeźba przedstawia kobietę dojrzałą, ok. 30-letnią, gdy tymczasem akcja "Gry o tron" zakończyła się jakoś w momencie, gdy Sansa ledwo co przekroczyła dwudziestkę (zaś grająca ją aktorka miała 21-22 lata). Więc trzeba ją było nieco odmłodzić. Nieco, bo jednak rzeźba jest bardzo pod tym względem sztywna, zaś układ mięśni mimicznych narzuca interpretację w stylu cierpiąca, zbolała Matka-Polka. To też mi się nie podobało i też postanowiłam pójść własną ścieżką. OK, co umiałam, to zrobiłam. 

Reszta, znaczy ubranko i wilcza skóra na plecach, to już klasyk. Zaś warkocz jak warkocz. Aktorka i tak farbowała włosy do roli.

NutsPlanet, skala 1/10. 












4 komentarze:

  1. Zastanawiam się co wspanialsze ? Wykład o świetle i kolorach czy malowanie popiersia ? Jedno i drugie wyszło spod ręki mistrzyni !
    Moje gratulacje !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super wykonanie a wykład bardzo ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe są oba i malowanie popiersia i dobór kolorów po analizie światła i jego wpływu na odbieranie przez nas kształtów.

    OdpowiedzUsuń
  4. No jakby to powiedzieć, wykonanie zwala z nóg. BRAWO Kasiu.

    OdpowiedzUsuń