środa, 1 września 2021

Henryś

 Od Roberta. Cudeńko. Dziękuję. 

Marzył mi się Henryk V, ale nie taki jakiego znamy z ekranizacji szekspirowskich, zabłocony i na chudym siwku. Co prawda siwek jest historycznie potwierdzony. Tego właśnie konia dosiadał król Anglii owego pamiętnego dnia bitwy pod Azincourt.

Mnie marzyła się figura pomalowana w oparciu o rzeźbę z opactwa Westminster 

lub jego pieczęć.

Z racji całej masy szczegółów do naniesienia pędzlem na niewielkich rozmiarów model, mowa o skali 28 mm, odczuwałem poniekąd delikatny dreszczyk emocji, który można nazwać także lękiem. Kiedy jednak usłyszałem od pewnej mądrej i doświadczonej osoby – Jak TO pomalujesz, to pomalujesz już wszystko – uznałem że dość odkładania tematu w najciemniejsze zakamarki szafy. Czas wziąć się do roboty!

Najpierw składniki:

1. Henryk V to figura Perry Miniatures – wersja konna.

2. Koń, bo uparłem się że koń będzie inny, pochodzi z zestawu na wpół fantasy rycerzy firmy Fireforge 

Należało go jednak trochę przerobić, trochę ująć i trochę dodać. Wyciąłem zasłonę spod końskiego brzucha. Jako że figura jeźdźca łęki siodła miała ze sobą, po stronie konia okazały się one zbędne. Zaszpachlowałem rozcięcie kropierza na końskim zadzie i bruzdy jakie pozostały widoczne po doklejeniu łba

 Po osadzeniu króla na końskim grzbiecie i położeniu podkładu zaczęło to jakoś wyglądać 

Malowanie figury Henryka okazało się nad wyraz proste. Ilość i wyeksponowanie detali, również wypukłych figur heraldycznych na jace bardzo w tym pomagało. Dużym minusem jednak okazała się jakość samego odlewu. Tu i ówdzie dostrzec można ubytki. Usuwanie nadlewów też nie do końca poszło tak jakbym sobie tego życzył

Po pomalowaniu figury króla i osadzeniu jej na koniu odniosłem wrażenie, że jakiś taki mały zrobił się ten drugi. Po wszystkim okazało się jednak że to wina koloru. Czerń wyszczupla, podobno

W końcu przyszła kolej na konia. Pofałdowanie kropierza nie sprzyja malowaniu na nim czegokolwiek. Z drugiej jednak strony mamy wrażenie ruchu co z pewnością nadaje figurze atrakcyjności.

Zacząłem od francuskich lilii. To była ta łatwiejsza część

 Potem nastał czas leoparda … a dokładniej osiemnastu widocznych w całości i dwóch ogonów.

Gro pracy wykonałem w długi czerwcowy weekend. Potem prace stanęły w miejscu. Zabrakło, słownie półtorej godziny by osiągnąć efekt końcowy. Minął lipiec, minął sierpień, nieomal. Ponieważ 29 dnia tegoż miesiąca zasiadłem na powrót do pędzli i oto jest! 


Ale, ale... A dlaczego ta figura nie ma podstawki, ktoś zapyta. Otóż to!

Ciąg dalszy nastąpi.








2 komentarze: