Z arcyprzecudownym opisem Staszka. Koncepcja też Staszka. Dziękuję!
Kiedy Kasia pokazała te figurki, od razu skojarzyły mi sie z krasnoludami ze Świata Dysku, monumentalnego uniwersum stworzonego przez Terrego Pratchetta. Pierwszy tom, który wpadł w moje ręce leżał sobie w bibliotece i wyglądał ... no nieciekawie, obrazek jak z bajki dla młodszych dzieci i tytuł "Kolor Magii", co to może być? Kiedy nie znalazłem niczego ciekawego w kolejnych dniach, wsadziłem to do plecaka, sięgnąłem z myślą, że pewnie zaraz odłożę (robię tak, jak mi książka się nie podoba) i pochłonąłem ją w jeden wieczór. Do dziś często wracam do tego cyklu (tylko 42 tomy) i zawsze znajdę coś nowego, co pozwoli się zadumać, zastanowić albo po prostu pośmiać. Autor pisał o znanych sprawach, czerpiąc z baśni, mitologii, historii, geografii, klasyki literatury, dramatu, filmu i wszystkiego, co mu pasowało. Magia odgrywa tu rolę marginalną, jest niebezpieczna, toteż magowie zajmują się planowaniem co by tu zjeść między obiadem a podwieczorkiem, bo przecież obiad z dwudziestu dań to skromniutki był, oj skromniutki. Niektórzy nieodpowiedzialni magowie budują pierwszy komputer napędzany przez mrówki, przecież znane z pracowitości i zorganizowania. Opowieści znane, ale jakby inaczej opowiedziane z nieoczywistym wątkiem, zwariowanym zakończeniem i inteligentnym poczuciem humoru - często czarnego, ubarwionego cierpkimi uwagami na temat ludzkości (bardzo szeroko pojętej). Jak tłumacz zapisał: poznajemy Dysk - świat i zwierciadło światów, gdzie to, co uznajemy za bajkę, zdarza się naprawdę - ale nie za dokładnie.
Nie sposób nie napisać o fenomenalnym przekładzie Pana Piotra W. Cholewy, który za zgodą autora nadał cyklowi bardziej polsko-słowiański koloryt i przykłady dla nas zrozumiałe bez kopiowania anglosaskich wersji. Moim zdaniem cykl tylko na tym zyskał (podobnie jak 'Shrek" z polskim dubbingiem).
Miałem w ręku przekład jednej z książek dokonany przez kogoś innego, poddałem sie po kilku stronach infantylne jak lektury szkolne z mojej młodości (chyba bo w sumie ich nie czytałem).
Terry Pratchett czasem wydaje się wizjonerem, no bo jak inaczej nazwać człowieka, który w 1993 roku napisał takie słowa: (dialog komendanta Nocnej Straży Vimesa z krasnoludem Marchewą [z racji kształtu postaci ok. 2 metry wzrostu] adoptowanym synem jednego z wodzów krasnoludów.)
Coś ci powiem - podjął Vimes - Monarcha jest władcą absolutnym, tak? Głównym szefem....
- Chyba, że jest królową - wtrącił Marchewa.
Vimes spojrzał na niego niepewnie, po czym skinął głową.
- Owszem, albo główną szefettą..
- Nie, to pasuje raczej do młodych kobiet, Królowa jest zwykle starsza. Musiałaby być... szefessą? Nie, to raczej młode księżniczki. jakby to...Chyba szeferiną.
(Ze specjalnym ukłonem dla wszystkich minister, gościń i innych kalających język ojczysty).
Jednym z moich ulubionych podcykli jest ten o Straży Nocnej, która w pewnym momencie zaczęła przyjmować w swoje szeregi, oczywiście dla równowagi etnicznej (brzmi znajomo?) nieludzi: trolla Detrytusa, krasnoluda Cuddego, Anguę kobiete z Uberwaldu, która w czasie pełni stawała sie wilkołakiem i innych. Na tej bazie przedstawię swoją historyjkę, zabarwioną moim przewrotnym poczuciem humoru i spojrzeniem na świat. Kursywą oznaczę cytaty z Terrego Pratchetta.
Nie myślcie czasem, że życie krasnoluda jest proste- zwłaszcza jeśli jest... Krasnokobietą (bardziej poprawnie niż krasnoludka - nieprawdaż?) Same stosunki damsko-męskie w tym świecie to spory ambaras, skoro wszyscy noszą spodnie, pija piwsko, śpiewają piosenki (ale nie tą z disneyowskiej Królewny Śnieżki - Hej ho do pracy by się szło, tylko najnowszy przebój ZŁOTO, ZŁOTO, ZŁOTO, ewentualnie klasycznie ZŁOTO, ZŁOTO, ZŁOTO, lub ludowo ZŁOTO, ZŁOTO, ZŁOTO) biją się z każdej okazji, albo i bez niej. Ustalenie, kto jakiej jest płci bywa kłopotliwe, no i która kobieta chce usłyszeć komplement- "jaką masz obfitą, jedwabistą brodę"? Oto opowieść o trzech nietuzinkowych krasnokobietach, które dotarły do Ankh-Morpork - wspaniałego miasta wielkich nadziei i szans/ siedliska zgnilizny moralnej i upadku, siedliska występku i przemocy, w zależności od punktu widzenia, jakby jedno wykluczało drugie. Poznajcie: Cudo Tyłeczek, Twardogłówkę Młociankę i Milczkę Nadziakową.
Cudo Tyłeczek... nawet jak na krasnoluda dziwne imię. W dodatku bez talentu do pracy w metalu, przekonany o swoim talencie do alchemii, Gildia Alchemików nie podzielała tego zdania, gdy wysadził cała Radę w powietrze, więc wstąpił do Nocnej Straży, która akurat przeżywała rozkwit pod rządami komendanta Vimesa i kapitana Marchewy. Szło mu nieźle, aż do momentu poznania Angui (wspominałem,że była wilkołakiem w czasie pełni?), która swoim wyczulonym węchem odkryła jej sekret. Oto jaki dialog się wywiązał :
- Posłuchaj, w tym mieście jest wiele kobiet, które chciałyby żyć na sposób krasnoludów....wy możecie robić wszystko to co mężczyźni.
- Pod warunkiem, że robimy tylko to co mężczyźni- mruknęła Cudo.
Angua urwała na moment. - Och rozumiem, znam tę śpiewkę.
-Nie umiem utrzymać topora - poskarżyła się Cudo. - Boję się walki! Uważam, że piosnki o złocie są głupie! Nienawidzę piwa!..
- Rozumiem, że nie jest ci łatwo.
- Widziałam tu dziewczynę idąca ulicą i niektórzy mężczyźni gwizdali za nią! I możecie nosić sukienki! Kolorowe!
- Coś podobnego, Od jak dawna damy krasnoludów tak uważają? Myślałam, że są zadowolone z sytuacji...
- Och łatwo być zadowoloną, jak się nie zna niczego innego. Portki z kolczugi wystarczą, dopóki ktoś nie słyszał o dessous. Myślałam, że przyjdę tutaj i poszukam sobie innej pracy. Dobrze radzę sobie z szyciem, więc poszłam do Gildii Szwaczek, ale...
(Trzeba wyjaśnić, że szwaczki niewiele wspólnego miały z szyciem, ich siedziba mieściła sie przy Ulicy Negocjowalnego Afektu)
Tyłeczek ujawniła sie stopniowo, zaczęła używać kosmetyków, założyła spódnicę, na początek z kolorowej skóry, a nawet myślała o usunięciu brody!!!
Kolejne postaci to już moja wizja, nie mające swoich miejsc w oryginale.
Twardogłówka Młocianka była posłuszną córką swego ojca Twardomłota i mistrzowsko opanowała jego warsztat. Pewnie żyłaby zgodnie ze zwyczajami swego ludu, gdyby nie dziwny pomysł, by wydać ja za mąż za Pyskacza Węglarza, który chciał wszystkim rządzić, jak nie kopał w sztolni, to pił z kolegami i ciągle narzekał, że ma najgorszą pracę, kiepsko mu płacą i nikt go nie docenia, a w dodatku skrzaty mu szczają do piwa. To ostatnie było wrednym pomówieniem, bo po pierwsze primo - żaden szanujący się skrzat z krasnoludami nie chce mieć nic wspólnego ( no chyba, że służy w Straży Nocnej), po drugie primo - skrzaty nie szczają do piwa, tylko do mleka i nie krasnoludom tylko pewnemu ludowi, który mieszka na niewyobrażalnym Świecie Kuli, ergo - do piwa szczał ktoś inny, Hmmm, kto... może kiedyś rozwiążemy ten problem.
Młocianka postanowiła znaleźć swoją szansę w Ankh - Morpork i opuściła rodzinna kuźnię, Znalazła pracę w zakładach zbrojeniowych Burleigh i Wręcemocny początkowo na próbę, a potem jako pomocnik. Kiedy zorientowała się, że jej wyroby, za które nie dostawała żadnego wynagrodzenia oprócz nędznej stawki, są sprzedawane jako wyrób mistrzów, to się ciut zdenerwowała ( jakieś kowadło poleciało czy coś) i ją wywalili z wilczym biletem. Szukała jakiekolwiek zajęcia, ale nawet na Ulicy Negocjowalnego Afektu nie mogła nic znaleźć. Wtedy usłyszała, że jej niedoszły mąż zawitał do Ankh- Morpork i skumał się z Comber Ściskiem. To był szef gangu wyjątkowo konserwatywnych krasnoludów typu podpodpod...ziemnego, głoszący idee powrotu do dawnych, tradycyjnych wartości krasnoludzkich niszczonych przez zgubne wpływy obcych nacji i ideologii. Ciekawość tylko, co on robił w mieście uchodzącym za centrum nowoczesności/zgnilizny. Comber Ścisk, przez złośliwych zwany Dupościskiem, nawet w domowym zaciszu, gdzie bywał rzadko, woląc Zakazany Bęben i inne mordownie (a przepraszam - miejsce dyskusji na ważne tematy) nosił kolczugę typu domowego, która w innym wymiarze - Świecie Kuli - przybrała postać siatkowej koszulki bez rękawów, zwanej żonobijką. Powiedzieć, że Twardogłówka się zradykalizowała to niedopowiedzenie galaktyki. Nigdy więcej rządów głupców nie szanujących innych.
Wreszcie Milczka Nadziakowa, wzorowa żona krasnoluda, przyznająca mu zawsze rację i podążająca jego śladem nawet do budzącego grozę w jej sercu Ankh - Morpork. Tam pracowała jako pomoc w różnych miejscach, gdzie chętnie zatrudniano krasnoludów, za niewielkie - zdaniem męża - pieniądze, które ten przepijał wiodąc wyjątkowo, nawet jak na krasnoluda hulaszcze życie z dala od pracy. Nawet inne krasnoludy go unikały. Zginął po pijaku w bijatyce, nie wiadomo o co, z nie wiadomo kim. Wot sudba takaja.
Milczka Nadziakowa (nawet nie używała swojego rodowego nazwiska co jest normą wśród krasnoludów) chciała uczcić pamięć męża wdziewając wdowia czerń - oczywiście wzmacnianą ćwiekami jak tradycja nakazywała. I tu nagle afera. Gildia Skrytobójców - stowarzyszenie dżentelmenów, których status społeczny jest nieporównywalnie wyższy niż intelektualny, uznała, że narusza ich przywilej i znak rozpoznawczy tj. czerń i srebro i rozpoczęła KROKI. To obudziło w Milczce zapomnianego ducha krasnoludztwa - Bić Każdego Bez Względu Na Skutki !!!
W tym samym czasie Comber Ścisk zradykalizował swoje poglądy i rozpoczął, oczywiście nie swoimi rencami, pogłębianie sztolni (ciekawe dlaczego nagle Kimberley przestali eksploatować a i Głymboko Halymba tyż przestała fedrować) równocześnie zaczął gnębić krasnoludów powierzchniowych, którzy stali się zdrajcami Prawdziwego Ducha Krasnoludztwa, cokolwiek to by mogło znaczyć. Na pierwszy cel poszły Krasnokobiety, a te pod wodzą Cudo Tyłeczka przybrały barwy bojowe, antykamuflaż i ruszyły do boju. Tylko siwy dym i kurz...
I tylko parafraza piosenki, jako podsumowanie:
Gdzie dziewczęta z tamtych lat, te sprzed laty,
Gdzie dziewczęta z tamtych lat, cudne ptaki,
Tam gdzie w polu krzyża znak.
Kto wie czy było tak
Kto wie czy było tak.
" Krasnokobiety " - nie podoba mi się . Brzmi jakoś tak podobnie do " krasnoarmijcy ". Cała reszta tj malowanie i opowiadanie przecudnej urody !
OdpowiedzUsuń