Wydaje mi się - a piszę to opierając się doświadczeniach modelarzy których znam że każdy zaczynał przygodę z modelarstwem od samolotów. Było to podyktowane głównie brakiem dostępu do innych modeli. Z czasem gdy czołgi i figurki stały się dostępne ten pierwotne modelarstwo zostało porzucone.
W moim przypadku nie do końca.
Pozostała tęsknota i szczególne zainteresowania niektórymi typami czy
rodzajami samolotów. W szczególności tymi które są według mnie wyjątkowe
lub prostu miały ogromny wpływa na jakieś wydarzenie - w przypadku
lotnictwa wojskowego - bitwę.
Model Fairey Swordfisha ,
nazywanego przez latających na nim lotników "pakunkiem
obwiązanym sznurkiem" (stringbag) nabyłem tylko z jednego powodu.
Mityczny i wręcz niemożliwy do zrealizowania a jednak udany - nalot na
Tarent. Przeleżał sporo lat na strychu czekając na swoją kolej. Jego
czas nadszedł wraz z rozpoczęciem prac przez Kasię nad podtopionym
Littorio. Tak narodził się wspólny projekt. Przez te lata nabyłem
decykowane blachy. Zestaw fabryczny nie przewidywał malowania z nalotu
na Tarent dlatego zamówiłem u Mr Decal specjalnie dla mnie wydrukowane
kalki do Swordfisha pilotowanego przez kapitana Swayna którego torpeda
wybiła największą dziurę w Littorio. Pełnia szczęścia.
Sam
model to kawał porządnej roboty Tamiyi na ile mam prawo wypowiadać się
na temat samolotów - tak często ich nie sklejam. Trochę przeraża ilością
części (jak na Tamiyę) oraz specyficzną techniką montażu dwupłatów. Ale
nic to damy radę.
Zapraszam na razie do
in-boxa a mam nadzieję niedługo do galerii - która jeśli mogę uchylić
rąbka tajemnicy - będzie powiązana z inną , monumetalną wręcz galerią
Kasi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz