Co za piękny figurek.
Katafraktowie
Tu mamy egzemplarz na wielbłądzie, ciekawa rzadkość. Hugo ma rękę do nietypowych tematów, trzeba przyznać.
Boczne ścianki pudełka:
Kartka z certyfikatem autentyczności oraz historią katafraktów. Pożyteczne.
Wielbłąd. Hugo projektuje cyfrowo, z każdą figurką doskonali warsztat, dba o detale. Poza tym jako lekarz zna się na anatomii i nie rzeźbi głupot. I to widać, oj jak doskonale widać!
Wielbłądowa, pełna ekspresji, morda. Plus karacena na szyi i pikowany naczółek.
Wielbłądowe łapki. Kapciowate takie. Te skubańce potrafią chodzić naprawdę bezszelestnie, uwierzcie.
Siodło i czaprak.
I widok od pupci strony.
Ludzik. Ma do wyboru dwie głowy.
Zwróćcie uwagę na detale zdobień, tu akurat - butów.
Lamówka na płaszczu też jest.
Faktura zbroi katafrakta trochę dziwna, wygląda jak skrzyżowanie niewyrośniętej kolczugi z grubym płóciennym workiem.
Karwasze na przedramionach.
Tarcza. Śliczności faktura desek.
Pierwsza z dwóch głów, w stożkowatym hełmie i z częściowo odsłoniętą twarzą:
Główka druga, całkowicie zakryta:
Klamotnik pana katafrakta, znaczy uzbrojenie i różne drobne przydasie.
Osprzęt wielbłąda, znaczy dwa wielkie płaty karaceny osłaniające łopatki i przednie nogi, oraz wodze. Do żywicznych wodzów nie mam przekonania, bo prawie zawsze są za sztywne i nienaturalne, wolę zrobić własne z papierka.
Pięć sztuk strzał luzem. Do wsadzenia do kołczana.
Frędzelki. Dużo frędzelków.
I trochę małych frędzelków.
Piękne to jest, czyż nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz