Przepiękną sylwetkę ma ten okręt.
Zresztą nie może być inaczej: Krakowiak należał do brytyjskiego typu Hunt, doskonałych niszczycieli eskortowych. Mały, krótki, krępy, napakowany jak sportowiec: stosunek długości do szerokości 8,89. Troszkę cudak, ale przy tym bardzo klasyczny.
Pudło dość duże, a w pudle mnóstwo dobra.
Instrukcje montażu:
Wszystkie części - a, jak napisano w instrukcji, jest ich 103 żywicznych, 116 fototrawionych i 35 metalowych - bardzo dokładnie rozrysowane, pooznaczane różnymi kolorami. Dodatkowo instrukcja zawiera schemat malowania okrętu - obie burty i rzut z góry - wraz z podaniem kolorów wg katalogu Humbrola. Malowanie najbarwniejsze w historii Krakowiaka, 4 kolory na burtach, 2 na pokładzie, wedle stanu na połowę 1944 roku (czyli inwazję w Normandii). Kolorowe sylwetki okrętu zreprodukowane za "Modelarstwem Okrętowym", o czym zresztą w instrukcji wyraźnie napisano.
Kadłub:
Żywica na oko trochę dziwna, oliwkowozielona z lekkimi odbarwieniami, twarda. Gdy odcinałam nadlewkę spod spodu, okazała się też dość krucha (ale w akceptowalnym stopniu). Wiatrochrony i inne drobiazgi na pokładzie tak finezyjne i cienkie, że aż przeświecają. Zaznaczona wykładzina antypoślizgowa, na pokładzie troszeczkę drobnych rys, jakby od niedokładnie wyszlifowanej formy. Powinny zniknąć pod farbą.
Woreczek nr 2, detale wyposażenia:
Jak widać, żywica w trzech kolorach. Ale chyba nic to nie znaczy.
Zbliżenia detali:
Kruche to wszystko i delikatne, że aż strach brać w paluchy grube a sprośne...
Bulaje sympatyczne, choć odrobinkę nierówne, jakby trasowane ręcznie, podobnie drzwi. Na kominie rury parowe. Elementy będą wymagały podczyszczenia szczoteczką, ale to żaden problem.
I ciekawostka zoologiczna: przyrząd do uformowania grilla na kominie:
Lufy: wszystkie! Włącznie z oerlikonami...
Druciki na maszty, łańcuszek kotwiczny:
Blaszka. Cud miód i orzeszki, śliczna, cieniutka, finezyjna. Aż się oczy do niej śmieją!
Kalkomania z banderami i numerami taktycznymi. Hmm... tych numerów cuś jakby za dużo...?
I to już wszystko, co w pudełku. Wygląda, że model może z tego powstać piękny, jeśli uda mi się go nie spaprać rzecz jasna.
I jeszcze dwie fotki. Pierwsza to reprodukcja oryginalnej planszy z malowaniem z Modelarstwa Okrętowego (nr 2 specjalny/2006), druga - rzut 3D autorstwa Stefana Dramińskiego, z Okrętów nr 2/2011. Różnice w odcieniach widać... Mnie oczywiście bardziej odpowiada stłumiona, wyciszona kolorystyka Dramińskiego. Możecie mi wierzyć: na pewno nie pomaluję Krakowiaczkowego pokładu Humbrolem 88, ani żadną rzeczą, która równie krzykliwa jest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz