Takie pokraczydełko.
Isle of Thanet
Kilka lat temu model bliźniaczej jednostki wypuścił w żywicy w skali 1/700 polski AJM Models. Zbudowałam go ofkors.
HMS Queen of Thanet
A teraz do kompletu dokupiłam kartoniaka.
Tak na pierwszy rzut oka - model rysowany bardzo nowocześnie i modnie. Frymuśne rendery, dużo drobnych części, czasem tak drobnych, że aż za drobnych, milion szablonów. Wszystko takie jakieś instagramowe, idealne, nierzeczywiste.
Rendery. Trochę drażni mnie to szare tło. Męczy moje stare pięćdziesięcioletnie oczy.
Strona z szablonami. Każdy jeden opisany nad wyraz akuratnie.
Arkusze z częściami... i zonk. Pomarańczowy pokład. Ała.
Druk, jak widać, dwustronny. Szaleństwa kolorystycznego z tym modelem nie będzie, on był po brytyjsku po prostu szary. Nudno szary, pozwolę sobie dodać. Brzydszy odcień szarości miała tylko Kriegsmarine - ale w Kriegsmarine moim zdaniem wszystko było brzydkie.
Dno. Też jakiś zbyt ostry ten czerwony, no nie wiem...
Zestawieniówka. A w zasadzie rzut renderowy. Miło.
Ciąg dalszy rysunków. Zbyt idealne to wszystko, jak na moje oko. Z papieru da się zrobić cuda, ale jednak komputer nie uwzględnia czynnika ludzkiego, komputerowe rysunki są jakieś takie... odhumanizowane.
Kolejne szablony, tym razem wzory relingów.
I tylna strona okładki, znów z rzutem 3D.
No i nie wiem. Ładne to jest, ale nie wzbudziło we mnie entuzjazmu. Może powinnam skleić, może wtedy bym przestała marudzić.
Może.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz