Potwór. Taki bardzo duży bewup.
T-15 Armata
W sumie to nic jeszcze o tym pojeździe nie wiadomo, w sensie, ile jest wart. Terminator był już widywany w Syrii, Armata chyba jeszcze nie wyszła poza stadium ćwiczeń i prób. OK, wygląda kosmicznie. I dlatego ją sobie kupiłam.
Pudło jest wielkie, typowo Zvezdowskie, podwójne. Wewnętrzne ze sztywnego szarego kartonu, doskonale zabezpiecza części. Z tyłu pudła - zdjęcia złożonego modelu.
Instrukcja:
Schematy malowania na oddzielnej, kolorowo drukowanej karteczce z kredowego papieru. Bardzo sensowne rozwiązanie.
Malowania są jak widać dwa. Jedno "realne", z parady zwycięstwa w 2015, kiedy Armatę po raz pierwszy pokazano światu - i drugie fikcyjne, "generic modern". W porządku, ja i tak pomaluję ją sobie w łamany kamuflaż expo.
Ramki z częściami. Dwie identyczne - układ jezdny:
Gąski ze sztywnego, czarnego plastiku. No zobaczymy.
Duża ramka z elementami kadłuba. Spory pojazd.
Wieża.
I arkusik kalkomanii. W stylu "do it yourself", znaczy sam sobie wyklej numery kodowe. OK. Słusznie, skoro w prawdziwych jednostkach tych wozów jeszcze nie ma.
Chyba bym jeszcze chciała do kompletu blaszki i lufki, ale znając politykę Zvezdy, to się nieprędko doczekam. A może tylko temat zbyt niszowy, żeby specjalnie projektować dodatki.
Tak czy owak - fajne paskudztwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz