Kot. Pan Kot.
Ja niestety bardzo źle reaguję na figurki kotów. Zobaczę i muszę mieć, i nie ma, że nie. Bo kot z definicji wart jest każdych pieniędzy.
Tego tutaj kupiłam jeszcze w przedsprzedaży, oczywiście że tak. Trzy miesiące czekałam. Ale było warto.
Pudło urzekło mnie natychmiast po otwarciu: ze środka wysypały się krwistopomarańczowe kłębki wypełniacza. Blood Carrot Knights, Rycerze Krwawej Marchewki, noblesse oblige...
Części:
Kadłub Pana Kota. Tę figurkę musiał rzeźbić ktoś, kto choć trochę zna koty - spójrzcie na maleńkie stópki Mursieura. Nie, koty nie są chińskimi dziewczynkami, to nigdy nie będzie aż tak. Ale często my, opiekunowie kotów, ulegamy specyficznemu złudzeniu optycznemu - łapki naszego wielkiego i grubego kociska wydają się nam maleńkie jak u motyla. Tak właśnie jak tutaj.
Tarcza. Oczywiście z lwią głową i oczywiście weterańska, poharatana w boju.
Ogon w typie grubej kity. Piękny.
Panakotowe rączki:
Naramienniki i miecz:
Hełm. Te urocze "nauszniki"...
No i twarz. Ta kocia twarz...
Znowu: to rzeźbił ktoś, kto się na kotach zna. Spójrzcie na ten foch w oczach, ułożeniu głowy i całej sylwetce:
Piękny, naprawdę piękny Pan Kot.
Przewspaniała figurka. Rewelacyjna sprawa.
OdpowiedzUsuń