Pokrak kolejny.
Biogram okrętu
Engadine to stadium pośrednie między tendrem wodnosamolotów a prawdziwym lotniskowcem. Taka, zachowawszy proporcje, wypełzająca na ląd trzonopłetwa latimeria: ni to ryba, ni płaz.
Uwielbiam takie pokraczki.
Engadine jest autorskim projektem Andrzeja Brożyny i to widać w każdym maluśkim detalu okrętu. Których to detali Engadine ma, po Brożynowemu, mnóstwo.
Instrukcja - kilkustronicowa książeczka. Druk taki jakby trochę atramentowy, lekko nieostry, trochę się rozmazuje. Wolę dokładnie nie sprawdzać.
Planik okrętu słabo czytelny. Przez ten druk.
Rzecz nadzwyczaj cenna, czyli rysunki samolotów, które na nim bazowały. I to w dokładnie określonej skali. Miodzio.
Sam schemat budowy. Niby niewiele... Ale taki na przykład hangar ma kompletne wewnętrzne ożebrowanie, a pomieszczenia na mostku - wewnętrzne ścianki działowe. Andrzej Brożyna w szczytowej formie...
Samoloty. Każdy taki, mieszczący się na paznokciu, pypeć składa się z ok. 20 elementów, często na tzw. pograniczu chwytalności w pęsetę. Zachowanie geometrii tych drobin będzie prawdziwym wyzwaniem.
I części. Kadłub - ładny, gładki, miły.
O właśnie, tu widać wewnętrzny podział pomieszczeń mostka.
Żywiczna drobnica. Zsypana do woreczka, ale nic nie uszkodzone, nic nie ułamane. Prawdopodobnie - nie liczyłam - jest tego dokładnie tyle, ile trzeba, może tych najmniejszych pypciów z lekkim zapasem.
Kalkomania. Głównie oznaczenia do samolotów, co jest doskonałą wiadomością, bo nawet Niko nie daje kalek do samolotów w 1/700. A malowane z ręki wyglądają niestety dziadowsko.
Lufki. Mmm. Bardzo dobrze.
I samolociki. Każdy składa się z maluśkich części żywicznych i blaszki. Oj będzie zabawa.
Blacha do okrętu. Większa od dłoni. Bardzo lubimy.
Mam na Engadinę pomysł trochę zboczony, mianowicie ten okręt z zacumowanymi wokół samolotami trochę mi przypomina mamę kaczkę z kaczuszkami na stawie. Takimi małymi, puchatymi, żółtymi.
Piękny model.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz