Ten uszkodzony, prościuchny technicznie nubijski fresk ma w sobie coś intrygującego. Na jego bazie powstało mnóstwo portretów i ikon, mniej lub bardziej udanych. I stale powstają nowe.
Pierwszą Annę namalowałam, o ile pamiętam, z czystej potrzeby serca. Dawno już jej nie mam, jak zresztą żadnej z pozostałych sześciu. Niektóre szły już gotowe na prezent, niektóre malowałam pod konkretne zamówienie. Na desce, na plasterku drewna, na skórze, na kamyku, na kawałku agatu.
Każda jest inna. I po każdej widać nie tyle chwilowy nastrój malującego, ile głębsze usposobienie, w pewnym sensie konkretny etap w biografii malarza.
Ta tutaj też za moment pojedzie do właściciela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz