Piękna pani od Roberta. Dziękuję.
Z początkiem lat pięćdziesiątych XV wieku na terenach dzisiejszego Meksyku nastała susza i wywołany nią głód. W myśl starej i (nie)mądrej maksymy, jak trwoga to do boga, zamieszkujące Mezoamerykę plemiona indiańskie zwróciły się o pomoc i radę do kapłanów. Ci orzekli, iż jako że wszystko pochodzi od bogów, tak i te klęski zostały przez nich zesłane. Bogowie zapewne się gniewają, a jedynym sposobem by gniew ten przebłagać będą ofiary, więcej ofiar, ofiar z ludzi.Aby temu zaradzić Tenochtitlán, Huexotzengo oraz Tlaxcala zawarły między sobą umowę. Zakładała ona, że każdej wiosny miasta te będą wysyłać wojowników w ustalone wcześniej miejsce i prowadzić ze sobą walki. Ich jedynym celem było pozyskanie jeńców, składanych następnie jako ofiary na ołtarzach bóstw.
Kwietne wojny, xochiyaoyotl w języku nahuatl, dały efekt. W 1455 roku obfite deszcze przyniosły upragniony urodzaj. Bogowie byli zadowoleni a azteccy wojownicy dokonywali bohaterskich czynów i zdobywali jeńców.
Dziś nie ma już miasta na środku jeziora Texcoco. Azteccy bogowie umarli, gdy po stopniach świątyń przestała płynąć krew. Nie ma już zabijania w imię religii, przepowiedni, idei.
A nie, zagalopowałem się...
A u nas wiosna! Niedługo rozkwitną kwiaty.
Atotoztli Tlacochcalcatl. To pierwsze oznacza imię, drugie stopień wojskowy, jak to dziś byśmy powiedzieli. Był Tlacochcalcatl kimś w rodzaju hetmana czy feldmarszałka, prowadzącego armię do boju w imieniu władcy.
Szycha z tej Atoto.
Śliczności !!!
OdpowiedzUsuń